Porzucony obraz Jezusa Miłosiernego leżał na śmietniku. Przygarnął go miejscowy proboszcz. W Roku Miłosierdzia zaniósł go do wszystkich dzielnic parafii.
O całej akcji bardzo pozytywnie mówią parafianie. – Dokonała się w nas jakaś wewnętrzna przemiana. Chodzi o naszą postawę. Nie wiem, czy kiedyś miałbym odwagę pójść pomodlić się na głos w niebezpiecznych dzielnicach naszej parafii. A teraz bym to zrobił. Zauważyłem też, że ludzie, wśród których się modliliśmy, są jakby bardziej otwarci. Wierzę, że ta duchowa przemiana będzie w parafii owocować. Dzisiaj potrzeba systematycznej pracy, bo często słyszymy o nowej ewangelizacji. Jednak w parafiach za mało jeszcze ewangelizujemy. Cieszymy się więc z tego, że jest to dzieło parafialne – mówi Grzegorz Olszewski.
3 tysiące medalików
Początki jednak były trudne. – Jak po raz pierwszy wyszliśmy z obrazem Jezusa Miłosiernego, spoglądaliśmy na siebie ukradkiem. W głębi serca myśleliśmy: „Po co nam to nagłośnienie? Jaka będzie reakcja?”. Proszę sobie wyobrazić, że przez ten czas wspólnych modlitw w różnych miejscach parafii rozdaliśmy już prawie 3 tys. medalików Niepokalanej! Przysłały nam je siostry karmelitanki z Katowic – wyjaśnia proboszcz. W ramach ostatniego tzw. Wieczoru Miłosierdzia wierni zostali poproszeni o przyniesienie darów dla najbiedniejszych i bezdomnych. Właśnie dla nich przygotowali w tym roku uroczyste śniadanie wielkanocne. – Wystawiliśmy jeden kosz, a przydałyby się ze trzy – mówi Grzegorz Olszewski. – Ostatnio ludzi po kanapki przychodzi więcej. To z całą pewnością kolejny owoc Roku Miłosierdzia –dodaje proboszcz. – Mam jeszcze inne pomysły w głowie. Ale teraz ich nie zdradzę. Muszą jeszcze dojrzeć.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się