Aby ratować życie kumplowi, młodzi ludzie z Lędzin zebrali w trzy lata ogromną kwotę 230 tys. złotych. Brakuje im jeszcze 120 tysięcy.
Przez tę niezwykłą akcję przewinęło się ponad stu młodych. Zamiast czekać, aż „starzy” za nich wszystko załatwią, organizują od trzech lat koncert za koncertem, festyn za festynem, dożynki, turnieje siatkówki... Chcą w ten sposób uratować życie przyjacielowi – Jackowi Janielowi z Lędzin-Goławca.
Jacek cierpi na mukowiscydozę, chorobę genetyczną. Miał 5 lat, kiedy o tym się dowiedział. Teraz ma lat 20. Tymczasem średnia długość życia pacjentów z mukowiscydozą to zaledwie 22 lata...
Ratunkiem dla chłopaka może być przeszczep płuc. I na to młodzi zbierają pieniądze.
Chory gra w nogę
Jackowi przeszkadza gęsty, lepki śluz, który zatyka mu płuca. Chłopak dusi się. Bierze leki, żeby ten śluz rozrzedzić i wyksztusić. Ma jednak słabą odporność i często choruje.
Mukowiscydozę miał też Dawid, starszy brat Jacka. Zmarł 22 lata temu jako 9-miesięczne niemowlę.
– Brat miał płucną odmianę mukowiscydozy. Ja mam odmianę bardziej brzuszną, w której choroba najpierw atakuje trzustkę i wątrobę, a płuca dopiero w następnej kolejności – mówi Jacek.
Ma dwie zdrowe siostry. Chodził do zwykłej szkoły z dziećmi z dzielnic Goławiec i Górki. Tyle że częściej chorował i jeździł do sanatorium w Rabce. A jednak zdobył w szkole wielu przyjaciół. – Znaliśmy się bardzo dobrze, bo często wyciągaliśmy go na boisko – wspomina o 4 lata starszy Marcin Majer.
W siatkę czy w nogę Jacek gra zresztą z kumplami do dzisiaj. – I nie dajemy tam Jackowi taryfy ulgowej! Może chwilę postać na bramce, ale zaraz wraca do w biegania – mówi Marcin. – Choć mnie to kosztuje dużo wysiłku, zauważyłem, że lepiej się potem czuję i lżej mi się oddycha – dorzuca Jacek.
Pierwsze pomysły, jak pomóc przyjacielowi, rodziły się w domu braci Majerów. – Pierwszą zbiórkę zorganizowaliśmy jeszcze w gimnazjum, na inhalator. Zrobiliśmy dyskotekę szkolną z wejściówkami za 2 złote – wspominają dzisiaj Jacek Janiel i Marcin Majer.
Zbiórkę na przeszczep płuc dla Jacka paczka przyjaciół zaczęła przed trzema laty. Pod szyldem Stowarzyszenia Młodzi Aktywni z Bierunia zaczęli organizować na przykład turnieje gier komputerowych – w szkole czy w restauracji. Właściciel wpuścił ich za darmo, więc cały zysk z wpisowego poszedł na leczenie Jacka. W sali kinowej czy na Placu Farskim występowali muzycy, nieraz też bez wynagrodzenia. – Niekoniecznie musi to być stała współpraca, czasem robią to jednorazowo, z potrzeby serca – jak koncert w kościele w Chełmie, który za darmo dała tamtejsza schola. Świetnie wyszedł i dużo pieniędzy udało się zebrać – relacjonuje Marcin.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się