Od ulewnego deszczu i śpiewu uwielbienia Boga rozpoczęła się godzina młodzieżowa w Piekarach.
Lało dosłownie jak z cebra. W tym samym czasie Stowarzyszenie Kahal z Wodzisławia animowało śpiew uwielbienia Boga.
Na scenie i pod sceną robiło się coraz ciaśniej. Mimo bardzo gęstego deszczu, panie młodsze i starsze, i pielgrzymujący z nimi mężczyźni, w tym także kapłani i klerycy, nie przestawali z radością uwielbiać Jezusa.
- On jest wśród nas realnie obecny - mówili animujący modlitwę.
- Jak inaczej dziękować za 1050. rocznicę chrztu Polski, jak nie deszczem z nieba?! - uśmiechał się przemoknięty ks. Bogdan Kania, moderator ds.nowej ewangelizacji archidiecezji katowickiej.
- Nie martwcie się panie, chopom (na pielgrzymce w maju - przyp. JJ) lało o wiele bardziej - ks. Jacek Plech pocieszał chroniące się na scenie kobiety.
Podczas ulewy słowo do młodych pątniczek wygłosił bp Marek Szkudło. Odniósł się w nim do kilku scen towarzyszących niedawnym Światowym Dniom Młodzieży w Krakowie. Cuda ŚDM - tak można byłoby nazwać jego świadectwo.
Pierwszym cudem było nawrócenie taksówkarza, wiozącego biskupa pracującego na misjach w Ameryce Południowej. Taksówkarz, wiedząc, że wiezie biskupa, stwierdził, że to dobra okazja, by ponarzekać na Kościół, na ŚDM, paraliżujące miasto i na duchownych.
Biskup milczał. Samochód wjechał w tłum. Było gorąco, kierowca otworzył więc okna. W tym samym czasie młodzi świata zaczęli z nim rozmawiać, pocieszać go, wręczać mu upominki i dziękować mu, że wiezie biskupa.
- Kiedy jednak dotarli do celu, kierowca, jakby zupełnie odmieniony, zaczął mówić innym językiem. Zaczął przepraszać, mówiąc: „temu miastu było to potrzebne. Jesteśmy tacy skostniali i zadufani w sobie. Potrzeba nam było tego entuzjazmu wiary tego młodego Kościoła, żebyśmy się nawrócili.. Sumując swoją opowieść biskup pasażer taksówki powiedział tak: „byłem świadkiem nawrócenia człowieka w ciągu pół godziny - mówił bp Marek Szkudło.
Biskup pomocniczy archidiecezji katowickiej przypomniał też historie wolontariuszy, którzy - w ocenie trzech biskupów - po sobotnim czuwaniu w Brzegach byli smutni.
- Zapytali zatem: „czemu jesteście smutni?” - obrazował bp Szkudło. - Jedna z wolontariuszek odpowiedziała: „To nie smutek, ale zamyślenie. Pytanie podstawowe, które się dzisiaj rodzi, brzmi: co zrobić, żeby dobro tych dni przetrwało. Łatwiej jest bowiem zorganizować ŚDM, niż przekuć na życie słowa, które nam papież powiedział. Wstać ze swojej kanapy i przyoblec w buty miłosierdzia. Żeby w ten sposób okazać się siewcami nadziei.
Zaraz później bp Marek stwierdził, że ta wolontariuszka miała rację.
- Łatwiej pielgrzymować, organizować spotkania, przeżywać emocje, dawać z siebie wszystko, by spotkanie się udało, niż po powrocie do szarej codzienności faktycznie wstać z kanapy, przestać wpatrywać się w ekran monitora bądź smartfonu w poszukiwaniu kolejnych wrażeń, mocnych, choć tak mało realnych. Patrząc jednak na was wiem, że wy chcecie czegoś więcej. Chcecie testament Miłosierdzia Bożego wypełniać. Kiedy więc otworzysz swoje własne drzwi życia Jezusowi Miłosiernemu, kiedy pozwolisz Mu zamieszkać z tobą, wiedz, że to zamieszkiwanie z Nim oznacza wykonanie kolejnego kroku. To krok w stronę drugiego człowieka - wyjaśniał.
Biskup Szkudło zachęcał także, by zaufać Jezusowi w ciemno, by zdać się na Jego miłosierną miłość. O jej mocy mówiła także s. Klara ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia z Łagiewnik.
Opowiadała o pewnym mężczyźnie, który o 21.00, tuż przed próbą samobójczą, wykręcił numer telefonu na chybił trafił. Dodzwonił się do zakonu. Rozmawiał z siostrą przełożoną, wyjątkowo zmęczoną po całym dniu pracy. Ta, nie wiedząc, co mu powiedzieć, obiecała godzinną modlitwę. Prosiła, by po jej upływie zadzwonił raz jeszcze.
Zadzwonił. Tym razem zaproponowała mu lekturę Pisma Świętego. Nie odmówił. Tak się stało, że otworzył je na przypowieści o miłosiernym Ojcu, przyjmującym marnotrawnego syna.
Później ten sam mężczyzna ze swoją żoną i córką przyszedł do klasztoru, dając świadectwo nawrócenia i opowiadając o mocy Bożego miłosierdzia.
Przeczytaj także: