Mnogość twarzy, mnogość kolorów i mnogość narodowości. Przez cały dzień katowickie lotnisko pulsowało radością, młodością i miłością. Miłością, która rozumie się bez słów.
Spotkanie na symbolicznej Górze Karmel było sporym wydarzeniem i w zasadzie pierwszy raz byłam na tak dużej, międzynarodowej katolickiej imprezie. Od pierwszych chwil spędzonych na spalonych słońcem polach czuć było atmosferę radości, swobody i pokoju. Obcy ludzie uśmiechali się do siebie, przytulali się, robili sobie wspólne zdjęcia, wymieniali pozdrowienia. Nie było mowy o jakimś strachu przed zamachami, chociaż zdarzali się i tacy, którzy trochę pokpiwali z tej imprezy, rozglądając się znacząco za "ahmedami".
Przybyłam na Muchowiec krótko przed rozpoczęciem Mszy Świętej, miałam więc chwilę na rozejrzenie się po terenie i znalezienie odpowiedniego miejsca, z którego wszystko byłoby dobrze widać. Pogoda była idealna, chociaż gorące słońce po pewnym czasie stało się uciążliwe, zwłaszcza dla biednych wolontariuszy, którzy w takiej spiekocie musieli spędzić cały dzień.
Msza Święta sprawowana przez abp. Skworca była bardzo uroczysta, wielojęzykowa, z piękną oprawą muzyczną. Być może znów odzywa się mój "duch tradycjonalistyczny", ale strasznie spodobało mi się, że Eucharystia sprawowana była, jak to określił arcybiskup, w języku Kościoła, a więc po łacinie. Kompletnie mi nie przeszkadzało, że większości nie rozumiałam. Pomyślałam o matce, która przemawia do niemowlęcia. Dziecko też zupełnie nie rozumie, o czym mama mówi, ale wie, że mama je kocha, dlatego przyjmuje wszystko z miłością.
Niedługo po Mszy rozpoczęły się koncerty. Muszę przyznać, że widok tańczącej młodzieży, czy to w synchronizowanych układach, czy osobno, czy w "wężykach", był bardzo pokrzepiający. Wspaniale było widzieć młodych ludzi, którzy potrafią doskonale się ze sobą bawić bez alkoholu, dopalaczy czy innych używek. Ich jedynym "dopalaczem", był Duch Święty, który rozpalił ich swoją miłością.
Obserwując jedną grupę dziewcząt z zagranicy, zapytałam po angielsku z jakiego są kraju. Odpowiedziały, że z Filipin. Wypaliłam więc jedyne, co umiałam powiedzieć po filipińsku: "Mahal kita!". To znaczy: "Kocham cię". Dziewczęta natychmiast odpowiedziały chóralnie tym samym, miło zaskoczone, że ktoś odezwał się do nich w ich języku i wyraził to, w czym w zasadzie zawiera się nasza wiara. Miłość.
"Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości" brzmiał fragment z czytania z Listu św. Pawła do Kolosan w tamtym dniu. I tę miłość można było dostrzec na Muchowcu. Nie strach, nie uprzedzenia czy podejrzenia, ale miłość. I wierzę głęboko, że Światowe Dni Młodzieży staną się zaczynem chrześcijańskiej miłości, która rozleje się jak fala na wszystkie kraje.