Czyli rzecz o szczurach filmoteki i nieustraszonych bywalcach śląskich kin.
Motto: - Żyjemy kinem także po nim i poza nim, kiedy dawno już wyszliśmy z kina... - Andrzej Gwóźdź
Kinofilia jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Narodzić miała się w Paryżu, na przełomie lat ’50 i ’60.
Niekończące się dyskusje o filmach, obsesyjny wręcz kult gwiazd i reżyserów, środowisko nowofalowych maniaków („szczurów filmoteki”), którzy z chodzenia do kin – zwłaszcza tych studyjnych - uczynili swoisty rytuał. Tak ponoć wyglądały narodziny kinofilii.
Dziś o francuskiej Nowej Fali poczytać można głownie w opasłych książkach o historii kina, ale owa mania, snobizm na kino pozostały. Ba, zaczęły pączkować. Obecnie chyba w każdym większym mieście jest takie kino, które nazwać można kinofilskim. W Katowicach (zwanych niegdyś Małym Paryżem) jest nim rzecz jasna legendarny Światowid.
Od dekad to jedno z najważniejszych miejsc i najjaśniejszych punktów na kulturalnej mapie Katowic. To m.in. w tym przybytku X muzy każdego roku odbywają się pokazy w ramach Festiwalu Filmów Kultowych (imprezy stricte kinofilskiej).
Sam z sentymentem wspominam seanse w Światowidzie w czasach studenckich. Podobnie jak i filmowe recenzje pióra nieżyjącego już Feliksa Netza, regularnie publikowane w miesięczniku „Śląsk”. To jeden z tych autorów, którzy swoimi tekstami mocno kształtowali moja studencką, katowicką kinofilię. Był Netz „nieustraszonym bywalcem śląskich kin” – jak sam o sobie pisał.
Dziś to się zmienia. Sam po sobie widzę, że zamiast czytać recenzje, wolę je oglądać (youtuberzy biorą wszystko). I filmy niby też można oglądać wszędzie (w telewizji, na komputerze, nawet na komórce), ale… Ale to przecież nie to. Tylko w Światowidzie dokonuje się „coś nie do końca nazwanego, co przemienia projekcje filmową w prawdziwy seans” – jak w jednym ze swoich felietonów, pisanych do kwartalnika „Opcje”, zauważał wykładający na UŚ-u profesor Andrzej Gwóźdź. To też jeden z „tych”, „moich” autorów.
Mamy to magiczne miejsce na 3 maja. Warto o nim pamiętać, warto je odwiedzać. Liczę, że to właśnie w Światowidzie będzie mi dane zobaczyć nagrodzony Złotą Palmą w Cannes film „Ja, Daniel Blake”. Ponoć obraz ten ma wejść do naszych kin jesienią. Wyreżyserował go Ken Loach - arcymistrz brytyjskiego kina społecznego, który… kręcił już kiedyś film w Katowicach.
Kilka lat temu na naszych ekranach gościł „Polak potrzebny od zaraz” opowiadający o masowej emigracji zarobkowej i wyjazdach do Wielkiej Brytanii. Jego bohaterowie wyruszali na Wyspy właśnie z Katowic.
*
Felieton z cyklu Okiem regionalisty