W aktualnym, 19. numerze „Gościa Katowickiego” na 8 maja wspominamy zmarłego 17 kwietnia Wihelma Iwaneckiego z Siemianowic Śląskich. Poniżej przedstawiamy świadectwa osób z nim związanych - kapłanów oraz żony, dzieci i wnuków. - Bardzo mi go brakuje, ale nie płaczę. Żyję dalej dla Pana Boga - mówi żona śp. Wilhelma Anna.
Do zobaczenia w niebie, Dziadku!
Wspomnienia wnuków
• Obojętnie, o którym okresie mojego życia pomyślę, znajduję mnóstwo ważnych wspomnień związanych z dziadkiem. Kiedy miałem kilka lat, dziadkowie zabierali mnie na rekolekcje Domowego Kościoła – pamiętam wspólne z dziadkiem śpiewy Psalmu 148 "mężczyźni na kobiety", pamiętam wyprawę "skoro świt" (przed jutrznią) po chleby do pobliskiej piekarni i wartburga z całą tylną kanapą obłożoną pachnącymi chlebami.
• Wśród wielu pozytywnych i ciepłych wspomnień o dziadku najmocniej utkwiła mi w pamięci jego serdeczność i troska o życie, zwłaszcza to najmniejsze. Kiedy byłam w ciąży, przy okazji różnych spotkań rodzinnych, dziadek zawsze szczególnie troszczył się o mnie: „A usiądź sobie”, „Nie podnoś tyle”, „Zjedz coś” – słyszałam wiele razy z jego ust. Wiem, że razem z babcią modlili się za mnie i dzieciątka w tym czasie oczekiwania, również o szczęśliwy poród. Później, kiedy już dzieci się urodziły, dziadek zawsze odnosił się do nich z ogromną czułością, której ja również wielokrotnie z jego strony doświadczałam. Wiele razy patrzył wręcz z niepokojem, kiedy ktoś podnosił czy kładł dziewczynki i mówił: „Uważaj! Nie upuść jej. Czy ty ją na pewno dobrze trzymasz? To przecież takie małe…”. Śmialiśmy się, że nieco przesadza, ale wiedzieliśmy, że to wynika z jego wielkiej miłości, którą obejmował nas wszystkich – swoje wnuki i prawnuczki.
• Zawsze będę pamiętał, że podczas opowiadania historii dziadek zwykł wtrącać westchnienie „Ooo, bracie…”. Nie zapomnę również, że będąc bardzo ostrożnym i przezornym, dziadek pozwolił mi uczyć się jazdy samochodem na jego własnym aucie, pod jego nadzorem.
• Dziadek Wiluś był dla mnie człowiekiem, dla którego nie istniały granice zainteresowań i pasji. Ciągle się uczył, zawsze był ciekawy, wiele zrobił… Żył naprawdę.
• Dziadek uczył, jak dawać innym swój czas. Często dyżurował przy nas – wnukach – gdy byliśmy mali. Odbierał mnie i innych ze szkoły (czekając już na parkingu o określonej godzinie), zaglądał do naszych domów, gdy byliśmy w podróży, a podczas remontów czasami cały dzień spędzał przy pracy lub nadzorując robotników. A co najważniejsze – nie narzekał na te zajęcia, nie dawał innym odczuć, że poświęca tyle własnego czasu.
• Pamiętam niezliczone partie szachów i moją dumę, kiedy nareszcie udało mi się z dziadkiem wygrać, mimo że grał wtedy od początku bez hetmana i obu wież (zawsze grał ze mną "poważnie", nigdy nie dawał wygrać, ale pozwalał cofać ruchy, tłumacząc, co jest w nich złego, i czasem grał bez określonych figur).
• Babcia z dziadkiem prowadzili konferencje na rekolekcjach, na których byłem animatorem. Zawsze miałem obawy, jak przyjmie ich ta „dzisiejsza młodzież”, ale za każdym razem miłość i zrozumienie widoczne w ich małżeństwie oraz żarty dziadka przeplatane z poważnymi wypowiedziami sprawiały, że młodzi ludzie słuchali z zaciekawieniem.
• Po zajęciach w liceum chodziłam codziennie do dziadków na obiady. Podczas gdy ja jadłam, dziadek zazwyczaj dosiadał się do mnie, by dotrzymać mi towarzystwa. Opowiadał liczne historie ze swojego życia, głównie młodości. Kiedy siedzieliśmy już tak dłuższą chwilę, wchodziła babcia i mówiła: "Jak będziesz chciała wyjść, to po prostu wstań i się pożegnaj, bo on nigdy nie skończy opowiadać”. Śmiałam się wtedy, bo tak naprawdę bardzo lubiłam jego historie – zabawne i pouczające – i najchętniej siedziałabym tam z nim cały dzień.
• Pamiętam rozmowy na temat służby przy ołtarzu i znaczenia poszczególnych gestów/postaw w czasie Mszy Świętej – to dzięki dziadkowi przez wiele lat służyłem przy ołtarzu i zostałem lektorem.