Relikwie dwóch zamordowanych w Peru franciszkanów trafią do Mysłowic-Krasów.
Ks. Wiktor Zajusz i błogosławieni franciszkanie w kościele w Mysłowicach-Krasowach Przemysław Kucharczak /Foto Gość Do kościoła św. Józefa w Krasowach zostaną wprowadzone w Niedzielę Miłosierdzia, 3 kwietnia, o 10.00.
Normalni błogosławieni
Tych dwóch Polaków beatyfikował 5 grudnia zeszłego roku papież Franciszek. Jeden z zamordowanych błogosławionych – ojciec Michał Tomaszek – pochodził z Łękawicy pod Żywcem, gdzie urodził się w 1960 roku. Drugi – ojciec Zbigniew Strzałkowski spod Tarnowa, przyszedł na świat w 1958 roku.
Kościół św. Józefa w Mysłowicach-Krasowach Przemysław Kucharczak /Foto Gość – To są nasi rówieśnicy! – zwraca uwagę Beata, parafianka z Krasów. Tłumaczy, że m.in. dlatego przykład życia i śmierci tych dwóch polskich franciszkanów przemawia do niej z ogromną mocą. O wiele większą, niż świętych żyjących przed stuleciami.
– Byli normalnymi ludźmi, też mieli swoje za uszami. Bo niektórzy myślą, że święty ma tylko fruwać w niebie i mieć skrzydełka... Mieli wady i ułomności, byli tacy sami, jak jo jest – dodaje ks. Wiktor Zajusz, proboszcz z Krasów, który sprowadził tu relikwie męczenników. – A jednak dzięki Panu Bogu doszli do świętości. Świadek widział, że w kaganku w kaplicy w Peru przez noc ubywało oliwy, a to znaczy, że któryś z nich musiał tam dłużej zostawać, żeby się w ciszy pomodlić. Mieli na pewno mnóstwo problemów, jak wszyscy, ale ich rozwiązania szukali u Pana Boga – mówi.
Litery napisane krwią
Ojcowie Michał i Zbigniew pojechali na misje do Peru w 1988 roku. Zamieszkali w wiosce Pariacoto wysoko w Andach, wśród ubogich Indian. Sprawowali dla nich Eucharystię i dawali im Ciało Chrystusa. A przy okazji założyli parafianom szkołę i starali się podnieść poziom ich życia.