Tajna organizacja w Katowicach. – Pięć lat więzienia... Sześć lat więzienia... – czytał prokurator Ligęza i patrzył na oskarżonych chłopców z katowickiego Gimnazjum im. Mickiewicza.
Po kolei opadały im głowy. – Nie, ja ci, ty k…, tej przyjemności nie zrobię… – pomyślał Bogdan.
Na sądowej sali w styczniu 1949 r. przyglądał się tej scenie tłum młodzieży z katowickich szkół, specjalnie tu spędzony. Kiedy jednak w mowie końcowej wojskowy prokurator, major Henryk Ligęza, odczytywał swoje wnioski o wymiar kary dla młodych, panowała śmiertelna cisza. Zdawało się, że prokurator napawał się wrażeniem, jakie robiły jego słowa na młodych. – Dla oskarżonego Pyki Bogusława kary lat siedmiu – wyczytał i, jak przy poprzednich oskarżonych, zrobił długą pauzę.
18-letni Wincenty Bogusław Pyka, zwany Bogdanem, spojrzał w oczy „obywatela majora” i wytrzymał jego spojrzenie. – W końcu to on spuścił głowę, żeby następnego kolegę wyczytać. Ale jeszcze raz na mnie spojrzał znad kartki, czy się jednak pokornie nie schyliłem... Ale ciągle na niego patrzyłem – wspomina dzisiaj 86-letni Bogdan.
Ostatecznie został skazany na sześć lat więzienia za sześć dni przynależności do tajnej organizacji, utworzonej przez młodzież z Katowic.
Ręce do góry!
Niewielu pozostało już wśród nas żołnierzy wyklętych, których dzień jest obchodzony 1 marca. Ciągle można jednak spotkać Ślązaków, których komuniści latami więzili na przykład za zwykłe ulotki.
Wincenty Bogdan Pyka jest krojcokiem – jego ojciec był Hanysem, a matka Kresowianką. Urodził się w 1930 r. w Kołomyi na Kresach, gdzie stacjonował jego tata, zawodowy wojskowy. Do Świętochłowic przeprowadzili się po wojnie. Chłopak zaczął naukę w Gimnazjum im. Mickiewicza w Katowicach.
Już w 1947 r. kumple z harcerstwa zaproponowali mu wstąpienie do nielegalnej organizacji. Odmówił. – Byłem jakiś niezdecydowany. Dopiero rok później rodzinna krew się we mnie odezwała i wtedy już zgłosiłem akces – wspomina.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się