Nasi w USA. W sąsiedztwie głowy bizona, antylopy, obok broni stoi obrazek… Matki Bożej Piekarskiej. Stoi i broni Ślonzoków z Teksasu.
Mowa o potomkach Ślązaków, którzy w połowie XIX wieku emigrowali do Stanów Zjednoczonych. Dziś jest ich blisko 200 tys. i od prawie 30 lat w Teksasie opiekuje się nimi ks. Franciszek Kurzaj. To on pomaga odkryć im polskie korzenie. W październiku m.in. Teksas, Pittsburgh, Nowy Jork i Chicago odwiedzili dwaj wikarzy piekarskiej bazyliki: ks. Adam Zgodzaj i ks. Adrian Lejta. Razem z nimi wędrowała kopia cudownego obrazu Matki Bożej. Wikarzy wrócili, a obraz został. Znaleźć go można w najstarszym polskim kościele w Teksasie w miejscowości Panna Maria. – To pierwsza polska osada w Ameryce – mówi ks. Lejta. – Można więc powiedzieć, że dla Polaków Amerykę odkryli Ślązacy.
Częstochowa w Teksasie
W Teksasie się nie godo, tam, jak na Opolszczyźnie, się rzondzi, oczywiście ze śmiesznym amerykańskim akcentem. – Jak się po polsku do nich mówi, to nie do końca rozumieją. Dla nich po śląsku – to po polsku – tłumaczy ks. Adrian. – Swego czasu był tam ksiądz mówiący po polsku i niestety parafianie z Panny Marii nie byli zadowoleni. Cieszyli się, kiedy przyjechał ks. Franciszek Kurzaj, bo godoł. „Teroz momy księdza, kierego rozumimy” – mówili – uzupełnia ks. Adam.
Mimo że dziś rzondzoncych jest coraz mniej, zdarzają się i tacy, którym ten język przypomina się chwilę przed śmiercią. Tak było w przypadku pewnej pani, która w szpitalu zapomniała angielskiego. Śląskiego dawno już nie używała, ale do lekarzy zaczęła rzondzić. Innym razem ks. Kurzaj szedł do chorych. Wchodzi do domu, a tam po śląsku rozmawia z nim… Murzynka. – Myśmy nawet w kościele byli w stanie wskazać, kto jest Polakiem. Widać to po naszych słowiańskich rysach. „Patrz, Ślonzoczka, to nie jest Amerykanka” – wspominają ze śmiechem kapłani z Piekar. Ślązacy z Teksasu co jakiś czas przyjeżdżają do Polski, gdzie w parafiach, na cmentarzach szukają swoich korzeni. – Myśmy też jeździli po cmentarzach. I rzeczywiście, rzadko spotkać tam można amerykańskie nazwisko. Wszystkie zazwyczaj są śląskie – przerobione na amerykańskie: „Respondek, Moy, Długosh” – tłumaczy ks. Lejta. A ksiądz Zgodzaj zwraca uwagę na kolejny amerykański fenomen. – Jedzie się przez teren półpustynny, gdzie są jakieś drzewka, kaktusy, stoją pompy pompujące ropę. Typowy Teksas. Pełno bydła, biegające konie i nagle w środku widzi się napis: „Częstochowa”, „Kościuszko”, „Święta Jadwiga”, (oczywiście bez polskich znaków). Albo napisy na sklepach, stacjach benzynowych, typu „Pruski” – jest to coś niesamowitego.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się