Pracuje w branży gastronomiczno-hotelarskiej. Jest mężem Stefanii i tatą dorosłych: Kamila, Joanny i Marii Magdaleny. A od 23 września można do niego mówić per diakon.
To 57-letni Tadeusz Cieślik z parafii pw. św. o. Pio w Tychach. Od tego dnia jest drugim stałym diakonem archidiecezji katowickiej. – Na niewolnikach wypalano znamiona. I ja miałem silne wewnętrzne pragnienie, żeby takie piętno mieć. Żeby należeć do Chrystusa i Jemu służyć – tłumaczy. Jak na to pragnienie zareagowali najbliżsi? – W naturalny sposób – odpowiada. – Żona powiedziała: „Jeśli to jest wola Boża, to ja się cieszę, że mogę w niej uczestniczyć”. „Jeśli to twoje powołanie, będziesz się w tym realizował, to realizuj się, tata” – miał powiedzieć mu syn. A córki stwierdziły, że nadal będą normalną rodziną. Znajdą czas na modlitwę, czasem się pokłócą, zrobią coś wspólnie. Okazuje się też, że żona będzie pierwszym recenzentem kazań. Tak przynajmniej było do tej pory, podczas 2-letnich studiów przygotowawczych.
Kiedy pan Tadek pisał próbne kazania, wygłaszał je przed żoną i córką, na co dzień obecnymi w domu. Diakon obiecuje, że i teraz będzie podobnie. Przekonuje, że posługa w jego rodzinie niewiele zmieni. – Muszę jednak być bardziej odporny na różne zdenerwowania. Na przykład jak synowi zwracam uwagę, to od razu mi wypomina: „szafarz – i tak się do mnie odnosi?” – uśmiecha się już nie tylko szafarz, ale diakon. – Najważniejsze, żeby tak jak do tej pory być świadkiem. Bez kazania, bez gadania, normalnie, po prostu nim być.
Najpierw szafarz
Wszystko zaczęło się ładnych parę lat temu. Wtedy pan Tadek, młody parafianin w kościele Marii Magdaleny w Tychach, gdzieś z tyłu pod chórem, za filarem, słuchał słów ks. prałata Eugeniusza Świerzego. – On wzmocnił we mnie pragnienie Boga i pokochania Chrystusa – wspomina po latach. – Ale to wszystko było bardzo powierzchowne. Starałem się czytać Pismo Święte, nie do końca mi to wychodziło. Starałem się też czytać lektury duchowe, ale też mi nie szło. W całości przeczytałem „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis. Później pan Tadek się ożenił, zaczął pracować, cały czas miał jednak w sobie pragnienie, aby poznać, co jest istotą życia. Poszedł więc na teologię na KUL. – Zmarł ks. Świerzy, na jego miejsce przyszedł ks. Teofil Grzesica, nie znałem go. I kiedyś posłał do mnie rejonową, która chodziła do chorych. Mówi: „Tadek, farorz by chcioł, żebyś rozdowoł Komunia”. Dla mnie był to szok. Wydawało mi się to też trochę irracjonalne. To był rok 1990. Ksiądz Grzesica jest jednak bardzo konkretny, zostałem więc nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. – wyjaśnia. Było to we wspomnienie o. Pio, 23 września 1990 r.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się