Ginący zawód. Współpracownicy są zgodni: pani Bernadka ma złote ręce. To zresztą dobrze widać po efektach jej pracy: starannie wykonanych okładkach ksiąg, misternie zszytych grzbietach.
Jej zawód jest wyjątkowy. Podobnie jak imię. – Bo ja Bernardyna jestem. Tylko wszyscy Bernadka mówią. To przez to, że mój dziadek bardzo lubił piosenkę „Po górach, dolinach” i ten fragment „dziewczynka Bernadka szła po drzewo w las”. I kiedy się urodziłam, postanowił dowiedzieć się, co to za imię. Wie pani, wtedy o takie informacje nie było tak łatwo. Ludzie nie byli tacy oczytani. Więc dziadek otworzył sobie książeczkę do nabożeństwa i sprawdzał świętych. Trafił na Bernardynę, stwierdził, że pasuje i takie imię podał mojej mamie – opowiada Bernardyna Pechan, która pracuje w katowickiej Drukarni Archidiecezjalnej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.