Trzeba walczyć z dopalaczami i podobnym diabelstwem, ale skuteczny sposób jest tylko jeden.
Od paru dni pokazują w telewizji ofiary zatrucia dopalaczem „Mocarz”. Widzimy ludzi przypiętych pasami do łóżek szpitalnych i trzęsących się bardziej niż operator młota pneumatycznego podczas pracy. Ich ciała wyginają się i wykręcają w nienaturalny sposób.
No, robi to wrażenie.
I bardzo dobrze, że robi. Niech wszyscy widzą, jacy to „mocarze” biorą w posiadanie ludzi, i jakiej to dostarczają im rozrywki. Niektórych może to powstrzymać od głupiego kroku. Bo gdy go człowiek już postawi, bardzo trudno się wycofać. Nieraz po ludzku to niemożliwe, a to dlatego, że to nie ludzka moc w tym miesza. Nie bez powodu mówi się, że narkotyki to „komunia” diabła – czyli taki odwrócony sakrament. Tu widać, jakie to trafne. O ile Komunia święta jest za darmo i uzdrawia, a w konsekwencji prowadzi do nieba, o tyle zmałpowany sakrament obiecuje niebo, co prawda za kasę, ale za to od ręki – i skutkuje tak, jak teraz widzimy.
Ale rzadko takie rzeczy widzimy, jak teraz tych szamoczących się biedaków. Rzesze ludzi pozwalają się uzależnić bez tak gwałtownych efektów. I to jest dużo gorsze, bo mniej odstraszające, a ujawniające straszne skutki, gdy człowiek jest już dokładnie oplątany i sam nic nie może zrobić.
Paradoksalnie to dobrze, że „Mocarz” okazał się aż tak mocny, bo – niezależnie od wszystkich politycznych i innych kontekstów – uwaga społeczeństwa została zwrócona na to, czym próbuje umilić sobie życie spora liczba ludzi. I może wielu zada sobie pytanie, jak to możliwe, że używający rozumu ludzie rzucają się na takie rzeczy. I może zastanowią się nad skutecznym sposobem przeciw takim uzależnieniom.
Daje na to odpowiedź Jezus: „Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda” (Łk 11,21-22).
Jezus używa tu słowa „mocarz” na określenie diabła. Nic nie da terapia, nie pomogą apele, kampanie i programy, jeśli człowiek będzie wypychał z siebie tego demona, którego sam wcześniej zaprosił. On nie jest dżentelmenem i nigdy się nie wyprowadzi, jeśli nie będzie musiał. Dlatego wobec ludzkich wysiłków „bezpieczne jest jego mienie”. Trzeba więc „mocniejszego od niego”. Ale ten Mocniejszy akurat jest dżentelmenem i szanuje ludzkie decyzje. Dlatego nieproszony nigdzie się nie wprowadza ani na siłę nikogo nie uszczęśliwia.
Osobiście znam paru byłych narkomanów, a jeszcze więcej byłych pijaków. Ich wspólną cechą jest to, że są teraz pozbieranymi, szczęśliwymi ludźmi. A w historii ich uwolnienia zawsze jeden element jest wspólny: zrobił to Jezus. Gdy uznali swój problem i wołali do Niego, wtedy nadszedł i pokonał mocarza, i „zabrał całą broń jego”.
Podano, że dystrybutor „Mocarza” został zatrzymany – jakiś dwudziestoletni facet. E tam, taki „dystrybutor”. Na jego miejsce są tuziny innych. I będą rozprowadzać jeśli nie tego „Mocarza”, to innego. Bo ludzie cierpią głód, nie wiedząc, że nie zaspokoi go żadna oferta tego świata.
Oczywiście, walczyć z tym trzeba i trzeba pokazywać skutki tego diabelstwa. Kto choćby ze strachu nie wejdzie na teren Złego, ten nie zostanie przezeń pokąsany. Ale wielu przecież wejdzie. Tych trzeba ratować z łap mocarza. A może to zrobić tylko „Mocniejszy od niego”.
A najlepiej zrobi każdy, kto już teraz zaprosi Jezusa. Niech On wejdzie i mieszka zawsze. Wtedy nic nam nie zagrozi.