Andrzej Pilecki w katowickim Klubie Wysoki Zamek opowiadał o swoim ojcu, rtm. Witoldzie Pileckim.
- Mam kłopoty ze słuchem, wzrokiem i w ogóle z wiekiem - z uśmiechem powiedział na początku spotkania. Miał łzy w oczach nie tylko na wspomnienie swojego ojca, ale również z radości, że może o nim opowiadać szerszej publiczności. - Ojca właściwie uczę się do tej pory - przyznał.
Pewnego dnia Witold Pilecki chciał syna nauczyć pływać. - Zrobił to po tatarsku. Wjechał na głębinę koniem, ja z nim siedziałem. I mnie tam zrzucił. Ratuj się człowieku! - opowiadał. - Wody mogę trochę wypić, ale niedużo - zażartował. - Kiedyś jakiś dziennikarz się mnie zapytał: "Co chciałby pan teraz powiedzieć ojcu, czym się pochwalić?" - "Mam, proszę bardzo: jestem zwariowanym pływakiem. Jeszcze do niedawna" - odpowiedział.
Zaraz potem na potwierdzenie tych słów podał historię, kiedy po sztormie, będąc w wojsku, chciał popłynąć na… Bornholm. Dostał za to 10 dni aresztu. - Nie bałem się płynąć po sztormie, nauka nie poszła w las, sam nauczyłem się pływać.
Wspominając dzieciństwo, przyznał, że razem z siostrą bardzo często mieli ojca na wyłączność. - Pamiętam poranki, kiedy musieliśmy ojcu zdawać raport: toaleta, modlitwa, łóżko pościelone. Ja albo siostra Zosia mówiliśmy: "Kochany tato, meldujemy, że wszystko w porządku" - mówił. - Ojciec potrafił stworzyć dobrą atmosferę w domu, rozweselał zawsze mamę.
Andrzej Pilecki, syn rtm. Pileckiego Joanna Juroszek /Foto Gość Wspominał, że tata dbał także o ich postawę. - Do tej pory garba nie mamy, brzucha też nie - żartował. Pilecki uczył syna także sumienności, pracy w polu. - Jak coś zaczynasz robić, to rób od początku do końca dobrze. Jeśli nie zrobisz tego dobrze, to nie rób wcale - miał usłyszeć młody Andrzej.
Przyznał, że ojciec nigdy nie pozostawał bierny, zawsze czymś się zajmował, coś obmyślał. Zawsze był także blisko człowieka.
Ktoś z widowni zadał mu pytanie, czy taki ojciec to przekleństwo, czy błogosławieństwo. - Im dalej, to będą trudniejsze pytania? - uśmiechnął się pan Andrzej, dodając, że Pilecki jest dla niego błogosławieństwem. - Gdyby nie był taki, to bym was nie poznał.
Marcin Kwaśny, odtwórca roli Pileckiego Joanna Juroszek /Foto Gość Do Wysokiego Zamku przyjechał także Marcin Kwaśny, odtwórca głównej roli w najnowszym filmie o Pileckim. Przyznał, że rola zweryfikowała jego podejście do patriotyzmu. Przygotowanie do jej odegrania rozpoczął od przeczytania "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis, książki, w której zaczytywał się rtm. Pilecki.
"Pilecki" to dokument fabularyzowany w reżyserii Mirosława Krzyszkowskiego. Pieniądze na jego produkcję pozyskano wyłącznie dzięki zbiórkom publicznym. Premiera we wrześniu. Producentem filmu jest Stowarzyszenie Auschwitz Memento z Oświęcimia. Zobacz fragment filmu:
PILECKI Fragment filmu
Stowarzyszenie Auschwitz Memento
W klubie uczestnicy spotkania obejrzeli także inny dokument. To "Ucieczka z piekła. Śladami Witolda Pileckiego", dokument opowiadający o ucieczce z Auschwitz Witolda Pileckiego, Jana Redzeja i Edwarda Ciesielskiego. 70 lat później ten sam szlak pieszo pokonują muzycy zespołu rockowego Forteca. W ciągu 7 dni pokonali ok. 180 km.
W drodze spotykają Andrzeja Pileckiego oraz potomków ludzi, którzy zetknęli się z Pileckim uciekającym z obozu koncentracyjnego. Przedsięwzięcie również zorganizowane przez Stowarzyszenie Auschwitz Memento i akcję Projekt: Pilecki. Zobacz trailer:
Ucieczka z piekła. Śladami Witolda Pileckiego (Trailer HD)
zworazwora
Spotkanie w klubie prowadził Bogdan Wasztyl ze Stowarzyszenie Auschwitz Memento.