Wołani po imieniu zaginieni górnicy nie odpowiadają.
Ratownicy przeanalizowali obraz z kamery, spuszczonej we wtorek 5 maja przez wąski odwiert 1050 metrów pod ziemię, do wyrobiska kopalni "Wujek" ruchu Śląsk.
Spodziewali się znaleźć w tym miejscu dwóch górników, zaginionych po wstrząsie z 18 kwietnia. Wnioski ratowników są jednak pesymistyczne. Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, przekazał w środę 6 maja, że w obserwowanym rejonie brak oznak przebywania osób.
Powyżej granicy wybuchowości
Po wtorkowym spuszczeniu na dół kamery istniała jeszcze nadzieja, że górnicy żyją i są w pobliżu, ale z jakiegoś powodu nie mogą podejść w miejsce, do którego przewierciło się wiertło. Ratownicy próbują więc nawiązać z nimi komunikację głosową.
W nocy z wtorku na środę odwiertem zostały spuszczone mikrofon i głośnik, przez który zaginieni górnicy są nawoływani po imieniu. Prowadzony jest też nasłuch, nagrywany przez mikrofon. Te działania będą trwały przynajmniej przez dwa dni. Na razie próby te nie dały jednak rezultatu: nikt nie odpowiada.
Na dół zostało też spuszczone światło, płyny izotoniczne i chromatograf, za pomocą którego ratownicy badają skład powietrza w wyrobisku 1050 metrów pod ziemią. Niestety, tutaj wnioski też nie są dobre. – Bieżąca analiza powietrza pobieranego w obserwowanym rejonie wskazała, że jego skład nie jest korzystny dla przebywania ludzi. Występuje zwiększone, zmienne stężenie metanu, od początku pomiarów powyżej granicy wybuchowości, oraz zmniejszona zawartość tlenu – przekazał Wojciech Jaros.
Teraz chodnik
Mimo tylu pesymistycznych przesłanek ratownicy nadal będą prowadzić akcję z założeniem, że zaginieni górnicy żyją. – Nie można na tej podstawie [składu powietrza w miejscu, do którego dotarło wiertło] wyciągać wniosków dotyczących składu atmosfery w rejonie innych wyrobisk, Wyciąganie kamery z odwiertu materiały prasowe KHW do których prowadzony jest chodnik ratunkowy, np. w dowierzchni centralnej. Istnieje prawdopodobieństwo, że atmosfera w niej może być zdatna do przeżycia – podkreśla Wojciech Jaros.
Niestety, drążenie chodnika ratunkowego może potrwać jeszcze około dwóch tygodni. Między tym chodnikiem a wyrobiskiem (dowierzchnią centralną) ratownicy wykonują też odwierty, żeby sprawdzić, czy może tam nie pojawią się wolne, puste przestrzenie, wskazujące na zmniejszenie wypiętrzenia spągu (czyli podłoża) i obwału. Na razie – nie pojawiają się.