Księżniczka siedząca w baraku, 139. żona ostatniego wodza klanu, chłopcy bawiący się szczurami, Jezus w Afryce... To tylko cząstka Czarnego Lądu, którą prezentuje Krzysztof Błażyca, redaktor serwisu gosc.pl.
Zdjęcia z jego wypraw do Ugandy, Nigerii, Kenii, Zambii mieszkańcy Katowic będą mogli obejrzeć na wernisażu w czwartek o godz. 19 w Galerii AYA przy ulicy Kolejowej 54. Spotkanie z K. Błażycą i jego Afryką poprowadzi Barbara Gruszka-Zych, dziennikarka "Gościa Niedzielnego", zagra duet Pedro y Mari, który specjalnie na tę okazję przygotował aranżacje afrykańskiej muzyki.
Wystawa "Daleko jest blisko - kuraya no gukuhi" będzie dostępna do 10 kwietnia. Z jej autorem rozmawia Joanna Juroszek.
Joanna Juroszek: Te zdjęcia to dla ciebie kawałek Afryki w Polsce?
Krzysztof Błażyca: Tak, jasne! I bardzo się cieszę, że one od pierwszej wystawy, która była w maju ubiegłego roku, płynnie z miesiąca na miesiąc przechodzą do innych miast. Wystawa była w Łodzi, w Krakowie. Teraz uzupełniona jest o zdjęcia z Ugandy, zrobione w czerwcu 2014 r., gdzie byłem na obchodach ku czci męczenników z Namugongu. Zebrało się tam wtedy ponad milion osób z 14 krajów Afryki.
Rozumiem, że nie chodzi tu o samą wystawę, a raczej o pewną ideę, którą chcesz przekazać.
Tak. To jest podzielenie się skrawkiem tego świata, tej Afryki, którą poznaję przez swoje reporterskie podróże. Na początku zawsze było to poznawanie miejsc misyjnych, pracy misjonarzy, ale w pewnym momencie zacząłem Afrykę poznawać poprzez tamtejszych ludzi. Poznawałem też historię. Ostatni wyjazd do Tanzanii w styczniu tego roku to było pragnienie poznania historii związanej z niepodległością kraju, z prezydentem, który jest sługą Bożym. To było też poznawanie kultury; doświadczenie kolejny raz, jak silna cały czas na terenie Afryki w lokalnych społecznościach jest wiara w czary, jakim jest to wyzwaniem nie tylko dla misjonarzy, ale również dla policji, dla prawa. W Tanzanii jest też wielki problem albinosów, zabójstw rytualnych czy składania ludzi w ofierze tam, gdzie szukają np. złota. To są rzeczy, o których chciałbym powiedzieć.
Oczywiście, jest też we mnie pragnienie podzielenia się ideą fundacji Razem dla Afryki, którą założyliśmy z przyjaciółmi. Udało nam się zakończyć projekt i pomóc w budowie szkoły w Nigerii. Została oddana do użytku w styczniu. Obecnie chcemy zająć się wsparciem stołówki dla ok. 400 dzieci, przy szkole prowadzonej w miejscowości Matuga w Ugandzie przez o. Wojtka Ulmana OFM. Chodzi mi też o zainteresowanie, zwrócenie uwagi na piękno kontynentu, jego barwy oraz na wyzwania, potrzeby, którym małymi kroczkami wspólnie może uda się zaradzić.
Każde zdjęcie opowiada swoją historię. Są wśród nich takie, które są ci szczególnie bliskie?
Na pewno bardzo bliskie jest mi zdjęcie, które nazywam "księżniczka". To zdjęcie dziewczynki z nigeryjskiej wioski. Siedzi w ławce, jest bardzo zadumana, w tle są inne dzieci w klasie w baraku w drewnianej szkole postawionej przez misjonarzy. Urzekła mnie ta dziewczynka zadumą, skupieniem. To zdjęcie odkryłem właściwie dopiero po jego zrobieniu. Przerobiłem ja na czarno-białe, przez co jeszcze otrzymało pewną dynamikę. Bardzo lubię też zdjęcie staruszki, Seliny Sudi, ostatniej ze 139 żon szefa klanu Bakhone. Wśród zdjęć z Ugandy bardzo jestem zadowolony ze zdjęcia zrobionego przez przypadek. Kobieta w tradycyjnym stroju trzymająca telefon odwróciła się i wyszedł bardzo ciekawy portret. Tam było mnóstwo ludzi ubranych bardzo kolorowo, więc to tło zrobiło się bardzo żywe; róż, żółć, te wszystkie kolory rozlane i młoda dziewczyna z telefonem. Ten telefon w ręce to też symbol. Telefonia komórkowa bardzo mocno rozwija się w Afryce.
Robisz dużo portretów. Jak powstają takie zdjęcia? Przy okazji rozmów z danym człowiekiem czy spontanicznie?
Rzeczywiście, kilka tych portretów to najpierw było spotkanie, potem robienie fotografii. Natomiast jest też dużo takich zdjęć, które powstają "na żywiole". Są "strzelane" z drogi, są takimi nieraz kradzionymi twarzami i nie zawsze się z tym dobrze czuję, mam przed tym opory. W Kenii np. prawie mi się za to dostało, a nie robiłem wtedy zdjęcia osobie, tylko krajobrazowi. Natomiast ludzie z Nigerii bardzo lubili być fotografowani. Myślę, że ważne są pierwsze relacje, spotkania, zawiązywanie pewnych znajomości, wtedy od razu jest prościej. Istotne jest też to, żeby robić zdjęcia dyskretnie, nie traktować ludzi przedmiotowo.
Wolisz pisać czy fotografować?
(Śmiech.) Kiedyś bardzo lubiłem tylko pisać, nigdy nie czułem się pewny w zdjęciach. Do dziś te zdjęcia powstają bardzo przypadkowo, ale ich robienie daje dużą frajdę. Teraz staram się pisać do zdjęć i fotografować do tego, co napiszę. Natomiast cały czas się uczę. Lubię zapytać się czasem naszych redakcyjnych kolegów o różne techniki, bo ja nic nie wiem o fotografowaniu. Naprawdę. Po prostu biorę i strzelam.
Zobacz także: