60 artystów na scenie i aż 1200 widzów obejrzało w Jastrzębiu spektakl o świętym z Asyżu.
Jasnowłosa, pięknie śpiewająca święta Klara w „cywilu” umawia wizyty w żorskiej Sport-Klinice. Jej matka, ubrana w szaty bogatej włoskiej mieszczanki, to w rzeczywistości dyrektor przedszkola. Piotr z Katanii, czyli jeden z towarzyszy Franciszka, jest górnikiem. Wreszcie sam Franciszek - to ksiądz Maciej Michałek z parafii św. Stanisława w Żorach, a wściekle wydzierający się na niego rodzony ojciec - to też duchowny, ksiądz Piotr Makosz. - Mamy przekrój przez różne zawody, mamy wśród aktorów wielu uczniów, a muzykę napisał kompozytor Tomasz Kozieł, który teraz mieszka w Krzyżowicach - mówi Aneta Antosiak, która napisała scenariusz i wyreżyserowała spektakl "Franciszek". Aktorzy i muzycy biorący w nim udział pochodzą z Żor i okolicznych miast.
Nad sceną górował krzyż Światowych Dni Młodzieży, który właśnie odwiedził Jastrzębie-Zdrój. Wielki spektakl był jednym z punktów programu peregrynacji symboli ŚDM i Jastrzębskiego Święta Młodych. Spektakl zaczął się od pokazania Franciszka, który próbuje zdobyć sławę jako rycerz i na całego bawi się z przyjaciółmi. W czasie „święta młodych” koleżanki i koledzy koronują go na „króla młodzieży”. - To jest wydarzenie historyczne, miało to miejsce w Asyżu w 1205 roku - wyjaśnia Aneta Antosiak.
Na scenie przewijają się kolejne postacie. Franciszek przeżywa duchową przemianę i odpowiada na głos Jezusa - w swoim stylu: radykalnie, na całego, tak jak kiedyś potrafił się bawić. Jest pokazany i jego zachwyt nad przyrodą - ale nie w naiwnym stylu współczesnych ekologów. „Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę Księżyc i gwiazdy: stworzyłeś je na niebie, jasne, cenne i piękne. Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Wiatr! Pochwalony bądź, mój Panie, przez tych, którzy z miłości do Ciebie przebaczają! - woła ze sceny Franciszek.
Franciszek zostaje w Asyżu królem młodzieży - rok 1205 Przemysław Kucharczak /Foto Gość W materiałach prasowych artyści napisali: „Większość przypuszcza, że nasz bohater błąkał się od wilków (głaskanie po głowie) do ptaków (głoszenie im kazań). Otóż nie. Spektaklowy Franciszek nie czyni powyższych, nie chodzi i nie przytula dzieci, a potem zwierząt, mówiąc z dobrocią o ekologii. I nie dlatego, że nie był nastawiony proekologicznie. Spektakl był naszą próbą odkurzenia postaci Franciszka spod legend, które często rysują jego lukrowany wygląd i biografię. A Francesco to człowiek z krwi i kości, który budził tyle miłości, co niechęci, żyjący w każdej chwili pełnią życia. Był postacią niezwykle intrygującą”.
Aneta Antosiak zauważa, że święty Franciszek istotnie jest często przedstawiany jako postać bardzo „słodziutka”. Tymczasem ta postać jest pełna życia. Oddał całe życie Bogu. Stworzył sobie bardzo radykalną drogę do Niego, ale też w pewnym momencie - on sam, wielki Franciszek - przestał się w Niego w jakimś wymiarze wsłuchiwać. Z tego powodu pierwsza wersja reguły, którą napisał, nie została zaakceptowana przez Kościół. Musiał więc napisać regułę drugi raz. - Próbowałam także te dylematy przedstawić w życiu Franciszka. Tak samo nie lubię Jana Pawła II w wersji lukrowanej, jak i Franciszka. To byli żywi ludzie - tłumaczy.
Wyreżyserowany przez Anetę Antosiak spektakl powstał dzięki społecznej pracy grupy zapaleńców, we współpracy z żorskim i jastrzębskim MOK. Jest wzruszający. Gdy Franciszek umiera, ze sceny płyną dalsze strofy jego „Pieśni słonecznej” ze słowami:
„Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą Śmierć cielesną, przed którą nikt z żyjących ujść nie może: biada umierającym w grzechu ciężkim; błogosławieni, których zastaniesz, pełniących Twą najświętszą wolę, śmierć druga nie uczyni im żadnej szkody”.
W przedstawieniu biorą udział tancerze Przemysław Kucharczak /Foto Gość