To, że w województwie śląskim odnotowano najniższą frekwencję w kraju, jest porażką całego regionu.
Tylko 35 procent uprawnionych na Śląsku do głosowania, udało się do urn. Niełatwo oprzeć się pokusie przewidywania podobnej sytuacji za rok, kiedy będziemy wybierać parlamentarzystów. Jeśli Ślązaków nie interesuje możliwość porządkowania własnego poletka, trudno liczyć na to, że przejmą się sytuacją w państwie.
Niewykluczone, że frustracja sięgnęła już poziomu, za którym jest tylko obojętność. Szkoda, bo wybory samorządowe, właściwie jako jedyne, dają nam faktyczną możliwość decydowania o kształcie rzeczywistości, jaka jest wokół nas. Ks. Paweł Buchta zapytany, dlaczego te wybory są takie ważne, odpowiedział: "Bo są nam bliskie i bezpośrednio dotyczą podwórka, na którym żyjemy. Całkiem realnie od nas zależy, czy wybierzemy ludzi kompetentnych, moralnych, uczciwych".
Być może także dlatego, że wyborcom nie chce się rozliczać swoich samorządowców, prezydenci śląskich miast zdobywają prawie dożywotnią władzę. Wyniki obecnych wyborów samorządowych pokazują, że w walce o fotel prezydenta wszyscy włodarze większych miast na Śląsku albo już zwyciężyli w pierwszej turze, albo staną w szranki z przeciwnikiem 30 listopada. Niechętni każdej polityce, włącznie z lokalną, pozbawieni zaufania do aktywistów, także tych z sąsiedztwa, wyborcy zgadzają się nawet na bylejakość, zgodnie z zasadą: "Lepsze zło znane, niż nieznane".