O tym, czy synod jest na serio, i o tym, co powinno nam spędzać sen z powiek z ks. Grzegorzem Strzelczykiem rozmawia Aleksandra Pietryga.
Aleksandra Pietryga: Minęły dwa lata od rozpoczęcia synodu. Widzi Ksiądz nadal jego sens?
Ks. Grzegorz Strzelczyk: – Jeszcze bardziej niż na początku. Te dwa lata poświęcone były na diagnozę sytuacji w Kościele lokalnym: jego mocnych i słabych stron, miejsc wymagających uzdrowienia. Nadal nie wszyscy uwierzyli, że synod jest na serio. Ci, którzy zaufali, że to jednak może być narzędzie Ducha Świętego, szczerze powiedzieli nam, jak widzą sytuację w Kościele lokalnym. Opowiadali o tym, co jest dobre, ale też o tym, co ich boli. To zostało wypowiedziane. Mówiąc po śląsku: „Momy to w papiórach”. I teraz trzeba się wobec tego znaleźć. W każdym razie wiemy więcej, niż przed rozpoczęciem synodu.
A co wiemy?
– Lepiej czujemy na przykład, że diecezja nie jest jednolita, że doświadczenia w parafiach są bardzo zróżnicowane. Chyba zbyt dużo projektów w diecezji tworzonych było pod rzeczywistość dużych, miejskich parafii, z czterema księżmi na probostwie. A w diecezji na ponad 300 parafii jest 130 jednoosobowych, gdzie jest tylko proboszcz. Ujawniły się słabe strony: trudności komunikacyjne pomiędzy kurią a księżmi, słabnące duszpasterstwo młodzieży w archidiecezji czy ogólnie problem z pomysłem na duszpasterstwo młodzieży w parafiach. Są parafie, gdzie młodych nie ma już wcale. I to nam powinno spędzać sen z oczu.
Są gotowe recepty na poprawę sytuacji?
– I tu jest największa trudność. W wielu przypadkach widzimy, co jest słabym punktem, ale niekoniecznie wiemy, jak temu zaradzić. Propozycje dla duszpasterstwa muszą uwzględnić różnorodność w diecezji. Pomysły rodzą się i weryfikują przy okazji rozmów. Uruchamiając synod, uruchomiliśmy też potężny rachunek sumienia na szeroką skalę...
Co było największym zaskoczeniem dla Księdza?
– Jak wiele osób, także księży, nie nawykło do komunikowania „górze”, co ich boli w Kościele lokalnym. I mam nadzieję, że synod choć trochę dał przestrzeni do wypowiedzenia oczekiwań, opinii, ale też żalów, frustracji, które się w nich nagromadziły. I szczerość jest takim pozytywnym zaskoczeniem. Baliśmy się, że albo nie będzie w ogóle oddźwięku, albo będzie bardzo powierzchowny, pod tytułem: „Nie mam żadnych uwag. Na wszystko się zgadzam i niczego od was nie chcę”. Niestety, jakaś część zespołów synodalnych i księży w diecezji faktycznie nadal zajmuje takie stanowisko.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się