- Muzeum Powstań Śląskich podarowałem kolekcję swoją i żony. Uważam, że takie miejsce jest bardzo potrzebne. Jeśli jednak instytucja ulegnie polityce, wycofam wszystkie swoje dary...
Tak zapewniał podczas otwarcia Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach Jarosław Bełdowski, kolekcjoner. - Rzeczy związane z powstaniami zacząłem zbierać w młodości. Pojechałem z tatą na jarmark staroci. Tam pośród dokumentów znalazłem pismo, które mnie zainteresowało. Pożyczyłem od taty pieniądze i tak zaczęła się moja kolekcja. W pewnym momencie chciałem pokazać zbiory moje i żony szerszemu gronu. Ogłosiłem to i czekałem na odzew. Jedyną osobą, która się zgłosiła, był prezydent Świętochłowic Dawid Kostempski. W sumie dobrze się stało, że muzeum powstało tutaj. Góra św. Anny jest daleko i część Ślązaków zapomina o tym miejscu. A ważne jest, by przypominać o powstaniach - mówił.
- Od dzieciństwa chciałem stworzyć takie miejsce. Uważam, że w Metropolitalnym Związku Górnośląskim musi być taka instytucja. Nasze muzeum jest przeznaczone dla osób, które coś wiedzą o powstaniach śląskich i chcą tę wiedzę poszerzyć. Mogą tu również przybyć osoby, które o zrywach Ślązaków nie wiedzą zbyt wiele - mówi D. Kostempski.
- To bardzo ważny dzień dla Ślązaków. W Świętochłowicach otwieramy Muzeum Powstań Śląskich, a w Warszawie, również 17 października, w końcu wyznaczono miejsce, gdzie zostanie wybudowany pomnik Korfantego. Teraz pomódlmy się za wszystkich, którzy stracili życie za to, by Śląsk wrócił do Polski - mówił abp Wiktor Skworc.
Muzeum dzieli się na kilka części. Każdą z nich zwiedza się w grupach. - W budynku znajdują się czujniki liczące ludzi. Piętnaście osób uruchomi wirtualnego przewodnika. Całe zwiedzanie zajmie 1,5-2 godz. - wyjaśniała Iwona Szopa, dyrektor muzeum.
Na partnerze mieszczą się sala kinowa oraz ekspozycja przedstawiającą Świętochłowice w 1919 r. Zwiedzanie rozpoczyna się od 17-minutowego filmu "Franek". W obrazie tytułową rolę gra Franciszek Pieczka. Obok niego występują m.in. Marian Dziędziel, Anna Kadulska, Krzysztof Respondek, Robert Talarczyk.
Później przechodzi się do Świętochłowic po I wojnie światowej. Chętni mogą "przejechać się" zabytkowym tramwajem - dzięki wyświetlanemu filmowi mamy wrażenie, że pojazd jedzie.
W tej samej sali znajdują się sklep i fotograf. Wita nas wirtualny sprzedawca. W atelier zaś każdy może sobie zrobić zdjęcie, które zostanie wklejone w zabytkową fotografię, a później wysłane na wybrane przez nas konto internetowe. Na ścianie znajduje się telefon, który po wybraniu jakiekolwiek litery pokazuje słownik śląsko-polski. Po naciśnięciu głośniczka przy wybranym słowie w słuchawce słyszymy wymowę danego wyrazu.
Na kolejnych piętrach przedstawiono poszczególne powstania. Na pierwszej kondygnacji ukazany jest świat po traktacie wersalskim oraz przebieg zrywu powstańczego w 1919 r. i 1920 r. Zwiedzający przechodzą m.in. przez salę lustrzaną Pałacu Wersalskiego, kuchnię i pokój Ślązaków, tajną drukarnię oraz salę szkolną z czasu plebiscytu.
Ostatnie piętro to historia trzeciego powstania śląskiego oraz ukazanie skutków zrywu Ślązaków. Na antresoli znajduje się ściana, na której wyświetla się lista wszystkich uczestników powstań śląskich. - Wyświetla się cały czas. Nie trzeba jednak czytać wszystkich nazwisk, by znaleźć swoich przodków. Wystarczy wpisać na małym ekraniku nazwisko, by na ścianie podświetliły się wszystkie osoby je noszące - tłumaczył Krzysztof Maciejczyk, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego.
Na ostatnim piętrze można też na komputerze urządzić mieszkanie śląskie w poszczególnych latach i wyposażyć powstańca przed wyruszeniem do boju. Po podniesieniu słuchawki telefonu można wysłuchać relacji świadków powstań i ich potomków. Wśród wspominających swoich przodków są m.in. ks. Stanisław Knop, Józef Skrzek oraz abp Wiktor Skworc.