- O 11.30 ratownicy górniczy z CSRG oraz kopalni Mysłowice-Wesoła rozpoczną penetracje wyrobisk w rejonie, w którym powinien znajdować się poszukiwany górnik - podał Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego.
Do wyrobisk będzie wchodzić jeden zastęp, który składa się z 5 ratowników, oraz zastęp drugi jako ubezpieczający. Zastępy będą się wymieniać, zależnie od warunków. W bazie pod ziemią, razem z 40 ratownikami i pomiarowcami na bieżąco kontrolującymi stan gazów kopalnianych w zagrożonym rejonie, znajduje się też lekarz.
Na powierzchni przygotowano pełne zabezpieczenie medyczne: zespól lekarski, karetkę, zapewniono pomoc Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i Oddziału Ratunkowego w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu.
Ratownicy do zaginionego 42-letniego górnika próbowali dotrzeć we wtorek po południu oraz wieczorem. W nocy jednak ponownie wzrosły stężenia gazów wybuchowych w rejonie ściany na poziomie 560, gdzie spodziewają się znaleźć zaginionego. Około północy stężenia te spadły poniżej granicy wybuchowości, do rana poziom bezpieczeństwa wciąż jednak był zbyt niski.
Uczestnicy akcji ratunkowej mniej więcej wiedzą, gdzie powinien znajdować się zaginiony. Będą mieli do pokonania ok. 700 metrów w bardzo ciężkich warunkach - w zadymieniu i w otoczeniu prawdopodobnie zniszczonym przez pożar. Drużyny nie mogą tam stosować sprzętu mechanicznego - muszą pracować ręcznie.
Schemat wentylacji w podziemnym wyrobisku, w którym znajduje się poszukiwany, ma kształt litery „U” - jedną stroną powietrze wpływa w to miejsce, drugą wypływa. Poszukiwany znajduje się w części, gdzie powietrze wypływa.
Ponieważ w wyrobisku najprawdopodobniej utrzymuje się podziemny pożar, ratownicy od strony napływu powietrza budowali tamę, aby ograniczyć dopływ tlenu. Od strony wylotowej umieszczono wentylator, aby zapewnić dopływ powietrza w miejsce, gdzie powinien być zaginiony.
- Poszukiwania nadal trwają - zapewnia Jaros. - W bazie znajduje się od 8 do 10 zastępów, które cały czas czekają, żeby wkroczyć do akcji ratunkowej. Zastępy ratowników wymieniają się. Budowa segmentów lutniociągu, czyli rurociągu doprowadzającego powietrze opóźnia akcję.
W środę na miejsce tragedii przyjechał wicepremier Janusz Piechociński Kasia Tomaszewicz /Foto Gość
W środę miejsce tragedii odwiedził także wicepremier Janusz Piechociński, który obiecał wszelką pomoc. Zadeklarował, że do dyspozycji ratowników będzie wszelkie dodatkowe wyposażenie potrzebne do akcji ratowniczej.
Na pytanie o możliwe nieprawidłowości w organizacji pracy kopalni, które mogły się przyczynić do tragedii, wicepremier odpowiedział: - Koncentrujemy się na akcji ratowniczej, na wygaszeniu tego, co jest pod ziemią, wszystkie procedury zostaną zweryfikowane i sprawdzone pod szczególnym dozorem, weryfikacja każdego sygnału, jaki spływa, będzie zrobiona.
Przyczyny i okoliczności katastrofy bada prokuratura i Wyższy Urząd Górniczy, do którego w piątek dotarły anonimowe informacje o tym, że podwyższone zagrożenie mogło występować w kopalni już w piątek. Według części rodzin poszkodowanych, takie pogłoski miały też krążyć wśród górników.