Zastanawialiśmy się nad tym w Alpach Bieleńskich, w kolejnym dniu pielgrzymowania rodzin szlakiem naszego błogosławionego patrona.Pierwsza Eucharystia, przypomnijmy, ma miejsce na chwilę przed ukrzyżowaniem Pana. Chrystus ma opuścić swoich uczniów i zapowiada im swoje odejście, modli się o ich jedność, ale i mówi o czekającym Go krzyżu. Z każdym Jego słowem rośnie atmosfera napięcia, apostołami targają coraz bardziej skrajne emocje, ich serca biją goręcej...
To samo odczuć można w górach. Gdy idziemy górskim szlakiem, wspinamy się coraz wyżej, denerwujemy, że do celu daleko, a nogi bolą nas już bardzo, pytamy w coraz większym napięciu, dlaczego ci przed nami idą tak szybko, serca biją nam mocniej. Rośnie atmosfera napięcia. Chwilę później jednak ma miejsce spotkanie z Panem.
Bezpośrednie, osobiste, właściwie „na dotyk”. Chrystus przychodzi do rozgrzanych serc - w Komunii św. i w pięknie stworzenia. Odpowiada na to, co zrodziło się w naszym wnętrzu. Uspokaja. Umacnia. Wskazuje drogę. Bez Eucharystii wspinaczka górska daje satysfakcję, cieszy zdobyciem kolejnego szczytu, wpisuje się na listę wielu naszych pasji. Ale nic więcej!
W związaniu z nią ma wymiar uświęcający - przybliża do Pana Boga, staje się okazją do hartowania ducha, do pokonywania trudów w odpowiedzi na Jego wezwanie, w imię nagrody czekającej na zdobywców gór życia!
3 lipca uczestniczyliśmy w Mszy św. nad jeziorem u podnóża Mucrone (2335 m n.p.m.). Modliliśmy się na adoracji Najświętszego Sakramentu w ogrodzie willi Frassatich w Pollone. Zawierzaliśmy Panu Bogu wszystkie intencje polecone nam przed wyjazdem do Włoch.