Kiedyś na ukrainie

Na rowerach ze Stuttgartu, w 10 dni 1000 kilometrów. Rowerowi pielgrzymi pierwsi przybyli na piekarskie wzgórze, już w sobotę wieczorem.

Niezwykli pielgrzymi Franek Chwila i Augustyn Bogucki dotarli do Piekar Śląskich. Wyjechali 15 maja ze Stuttgartu w Badenii-Württembergii. Jechali przez Bawarię, Czechy, by zakończyć podróż u stóp Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej. - Przez całą podróż czuliśmy, że jesteśmy w dobrych rękach, że czuwa nad nami Opatrzność Boża - wyznali w rozmowie z katowickim "Gościem". Dojechali bez jakichkolwiek problemów ze sprzętem rowerowym, zdrowiem, a nawet pogodą.

Poznali się jeszcze w szkole średniej. Od lat jednak mieszkają poza granicami Polski - Franek w Niemczech, Augustyn w Szwajcarii. Przez 30 lat nie znali swoich losów. Dopiero przed kilku laty nawiązali ponownie kontakt. A dwa lata temu wybrali się wspólnie na rowerową pielgrzymkę na Drogę św. Jakuba do Santiago de Compostela. Teraz postanowili przyjechać do Piekar, gdzie oboje pielgrzymowali przez lata jako dzieci, potem młodzi mężczyźni. - Jeździło się też na rowerze, na "Ukrainie" - opowiada Franek. - Chodziłem zawsze z ojcem - dopowiada Augustyn. - Dzisiaj, po jego śmierci, właśnie tu na Kalwarii Piekarskiej, czuję jego obecność.

Pielgrzymi wspominają klimat pielgrzymek z lat 80. Wszędzie pełno robotników, pomiędzy nimi pochowani tajniacy i atmosfera wolności pomimo życia w totalitarnym systemie. Choć czasy się zmieniają i wcale nie żyje się prościej, śląscy mężczyźni niezmiennie maszerują do Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej. Armia chłopów na piekarskiej kalwarii robi mocne wrażenie.

 

 

« 1 »