Żałoba nie zawsze trwa rok. Czasem dwa lata, czasem pięć lat, czasem całe życie. A tęsknota nigdy się nie kończy...
Pan Mieczysław przez 62 lata był mężem pięknej kobiety. Dwa lata temu zmarł na nowotwór trzustki. – Najgorzej było na początku wracać do pustego mieszkania ze świadomością, że on nigdy już nie otworzy mi drzwi... – wyznaje żona.
Rak zaatakował język i zamknął usta mamie Kasi. – Kiedy już nie miała siły nawet pisać, pokazała ręką, żeby jej podać grubą książkę – opowiada córka. – Palcem wybierała kolejne literki i tak tworzyła zdania.
– Na taki cios nie da się przygotować. I kiedy w rodzinie pojawia się rak, wszyscy są bezradni jak dzieci – mówi Beata.
To było ważne: umrzeć tutaj
Pierwszy telefon był do Beaty Skwary. – Nie wiem, czy jestem gotowa tak się otworzyć... – broni się. Łzy cisną się do oczu. Uspokaja je rozmowa o hospicjum domowym św. Franciszka w Katowicach.
O pierwszym spotkaniu z pielęgniarkami, lekarkami i wolontariuszami. O tym, jak organizowali im życie, jak przyjeżdżali na każdy dosłownie telefon, jak rzeczowo odpowiadali na tysiące pytań i wątpliwości. – Wszystko, co było potrzebne w tym czasie, mieliśmy od ręki – opowiada Katarzyna Lazar-Kopeć. – Materac przeciwodleżynowy, łóżko rehabilitacyjne sterowane pilotem, nowy ssak laryngologiczny. Dla osób z hospicjum nie było rzeczy niemożliwych.
Ta pomoc to nie tylko zaplecze rzeczowe czy materialne. Chory i zagubiona rodzina mogą liczyć na wypisanie recepty, kiedy zajdzie taka potrzeba. Obojętnie czy na silne środki przeciwbólowe, czy syrop od kaszlu. Lekarki, pielęgniarki hospicyjne zwykle pracują dodatkowo w przychodniach, na oddziałach. Znają innych lekarzy, specjalistów w swoich dziedzinach. I nie wahają się użyć znajomości, żeby skonsultować stan swoich podopiecznych, ich bardziej nietypowe dolegliwości czy poprosić o badanie diagnostyczne. Dzięki temu chory może pozostać w domu, nie musi znosić męczarni transportu do szpitala i pobytu w nim. – To było bardzo ważne dla mojego męża: umrzeć tutaj, w swoim pokoju, w swoim łóżku z widokiem przez okno – tłumaczy pani Danuta Łęcka. – Więc i dla mnie było to ważne...
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się