Miasto wrogie studentom chce się zmienić. To Katowice.
Jeśli koncepcję budowy w Katowicach Dzielnicy Akademickiej uda się wcielić w życie, będzie to oznaczało wprowadzenie w stolicy województwa śląskiego normalności.
Dzisiaj największy kompleks katowickich akademików stoi... w lesie. Nie wiem, czy sytuacja teraz nie jest odrobinę lepsza, ale „za moich czasów” studenci tłukli się do centrum autobusami przez 40-50 minut w jedną stronę. Najpierw na zajęcia, a później drugi raz wieczorem, jeśli zachciało im się pójść do kina, lepszej knajpy czy duszpasterstwa akademickiego. Duża część mieszkańców tych akademików niewiele dłużej dojeżdżała pociągami do swoich rodzinnych domów.
Mowa oczywiście o kompleksie akademików na Ligocie, zbudowanych już nawet poza tą peryferyjną dzielnicą Katowic, w miejscu, które wrzyna się w las. Za wybór tak kuriozalnej lokalizacji były odpowiedzialne komunistyczne władze, które obawiały się dużej liczby studentów w centrum miasta. Komuniści kombinowali, że jeśli studenci znów zaprotestują przeciw władzy, jak w 1968 roku, to na Górnym Śląsku o ich wystąpieniu dowiedzą się tylko żyjące obok akademików sarenki. Było to sprytne, trzeba przyznać, ale utrudnia życie katowickim studentom od 40 lat.
Jeśli projekt budowy Dzielnicy Akademickiej między ulicą Warszawską a Rawą uda się zrealizować, Katowice mogą stać się miastem naprawdę przyjaznym studentom. Bo dzisiaj nie są.
Czytaj też: Dzielnica Akademicka w Katowicach?