Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Pół wieku wędrowania

– Kowalski, który przystępuje do koła, musi jechać z nami na wycieczkę. Tam, w jakimś wyjątkowo ciekawym miejscu, otrzymuje legitymację członkowską – tłumaczy Krzysztof Bywalec, prezes Górnośląskiego Oddziału PTTk w Katowicach oraz koła PTTk nr 77.

Legitymacje nowi członkowie otrzymywali więc na szczycie Rysów, w głównym holu na lotnisku w Pyrzowicach, w zamku prezydenckim w Wiśle czy na Groniu Jana Pawła II. Zwykle „ceremonii” przewodniczy prezes K. Bywalec.

Od biskupa i prezydenta

Pewnego razu, właśnie na Groniu Jana Pawła II, zdarzyło się, że legitymację wręczał bp Janusz Zimniak, ówczesny biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej. – Byliśmy tam wtedy dużą grupą i poprosiłem go, czy nie mógłby poświęcić nam pięciu minut. A on: „A co ty chcesz, synek?” – wspomina przewodnik. Po wyjaśnieniu zgodził się, wręczył legitymacje i zapytał, skąd są. – Nie wiem, co mnie tknęło, powiedziałem wprost, że jesteśmy z Kostuchny. A on na to: „Jo wiym, kaj to jest, bo jo jest z Tychów” – śmieje się pan Krzysztof. Innym razem wręczenie uprawnień pilota wycieczek odbywało się w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. – Zaaranżowałem to tak, że uczestnicy, niczym ministrowie, stanęli w jednej linii, ja na środku, coś tam powiedziałem i wręczyliśmy uprawnienia, bądź co bądź państwowe – wyjaśnia. Koło PTTK nr 77 powstało w kwietniu 1964 r. Funkcjonowało przy Zakładach Naprawczych PW, (obecnie firma REMAG S.A. w Katowicach). Początkowo zrzeszało 20–30 członków, ich liczba jednak stale rosła. – W latach 80. było nas już ponad 600. W tym czasie funkcjonowały sekcje: żeglarska, górska, narciarska, fotograficzna. Każda z nich miała swojego kierownika i działała bardzo prężnie. Byliśmy w czołówce kół funkcjonujących przy zakładach pracy – mówi pan Bywalec. Od trzech lat koło PTTK działa w Miejskim Domu Kultury „Południe” w Katowicach-Kostuchnie. Obecni członkowie stanowią ok. 130-osobową grupę w wieku od 20. do 80. roku życia. Jest to koło miejskie, które do swojego grona zaprasza wszystkich chętnych. Czynnie w wycieczkach uczestniczą osoby w wieku 50 plus. – To ci, którzy mocno zżyli się już z PTTK i dla których sobotni czy niedzielny wyjazd jest pewną odskocznią od dnia codziennego. Jednocześnie jest to dla nas możliwość spotkania się ze znajomymi. Nie pracujemy już w jednej firmie, dlatego zależy nam na tym, żeby się spotkać – opowiada.

Wspólne podróże

W sezonie dla członków i sympatyków koła PTTK organizowane są co najmniej dwie wycieczki w miesiącu. Od listopada do marca podróżują raz w miesiącu. Spotykają się też na okoliczność jubileuszy czy w czasie świąt Bożego Narodzenia. Z okazji 50-lecia w MDK „Południe” oglądać można specjalną wystawę z archiwalnymi zdjęciami z wycieczek oraz znaczkami turystycznymi. 17 maja nasze PTTK organizuje jubileuszową wycieczkę po ziemi rybnickiej. Przewodnik wspomina dawne wyprawy, tzw. wczasy aktywne, obozy wędrowne po górach. – Chodziło się od schroniska do schroniska z plecakami. Deszcz nie deszcz, trzeba było iść. Zawiązywały się wtedy sympatie, przyjaźnie... Dodaje także, że małżeństw kołowych jest osiem. Często w takich ślubach, w strojach przewodnickich, z flagami, uczestniczą także przedstawiciele PTTK. – Czasem bywa też tak, że tylko jedna ze stron należy do koła. Uświadamiamy wtedy drugą, że wchodzi nie tylko do konkretnej rodziny, ale także do dużej rodziny turystycznej – wyjaśnia. Przewodnik pokazuje nam część archiwalnych zdjęć, wspomina wędrówki górskie, w czasie których 20–25 osób zdobywało szczyty Karkonoszy czy Tatr. – To były czasy, kiedy z wiadomych względów nie chodziło się zbyt blisko granicy. W Tatrach było o tyle łatwiej, że niektóre szlaki nie przebiegały blisko niej. Natomiast w Karkonoszach granica biegła grzbietem. Zawsze „czujne oko” Wojsk Ochrony Pogranicza tam było, jak przeszło się choćby 2 metry na drugą stronę. Wtedy zaczynały się problemy – mówi. Przypomina sobie także historię, która zdarzyła im się jakieś sześć lat temu podczas spływu kajakowego rzeką Rospudą. – Chyba źle obliczyłem czas od wypłynięcia do powrotu. Wiedziałem, że nie zdążymy na obiad tam, gdzie spaliśmy – w Augustowie. Zadzwoniłem do właściciela, żeby odwołać posiłek. On na to, że nie bardzo jest to możliwe, bo wszystko jest już gotowe. Mieliśmy jeszcze 2,5 godz. do przepłynięcia. Gospodarz zaproponował podpłynięcie na płw. Goła Zośka, gdzie przyjechał z posiłkiem. Zjedliśmy, w formie cateringu, pyszny obiad z deserem i... popłynęliśmy dalej. Więcej o historii, archiwalne zdjęcia oraz plany kolejnych wycieczek można znaleźć na stronie: kolopttk77.pl.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy