– Wydaje mi się, że dla tych, którzy nie wierzą, tak samo jak ja, dla tych, którzy muszą zobaczyć, dotknąć znaków, jedynymi możliwymi cudami są wasze oczy. Zdajecie sobie sprawę, jakimi jesteście cudami? – zapytał dzieci i młodzież przykutych do inwalidzkich wózków Franz Coriasco, brat przyjaciółki błogosławionej Chiary Luce Badano.
Jak to jest, że śpiewając o radości, daleko nam od niej? Zdaje się jednak, że podopieczni z Borowej Wsi takich problemów nie mają. Zauważyli to nawet Włosi, o wiele bardziej energiczni, spontaniczni i radośni od statystycznego Polaka.
– Jestem trochę jak święty Tomasz, który chce szukać śladu włóczni w boku Jezusa, ale gdy patrzę dziś w wasze oczy, przypomina mi się pewne zdarzenie z mojego życia. Kiedy Chicca urodziła pierwszą córkę, nazwała ją Maria Chiara, żeby wzmocnić przyjaźń, jaka była między nią, a Chiarą Luce. Po kilku miesiącach od narodzin, w następstwie źle podanej szczepionki, dziewczynka ciężko zachorowała. Nie potrafiła mówić, chodzić, jeść. W tym czasie rozpoczął się proces beatyfikacyjny Chiary i pomyślałem sobie tak, jak święty Tomasz: „Nie wiem, Boże, czy jesteś, ale jeśli tak, to posłuchaj: Chiara Luce potrzebuje cudu, żeby zostać błogosławioną, Chicca jest jej przyjaciółką, na co czekasz? To takie proste!”. Można powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Być może cud wydarzył się we mnie, ponieważ z czasem, jak rosła Maria Chiara zrozumiałem, jakim jest cudem. Nie tylko dla swojej najbliższej rodziny, ale także dla nas wszystkich, dla mnie – jej wujka. I ciągle nim jest. Powiedziałem to, bo patrząc na was, wydaje mi się, że dla tych, którzy nie wierzą, tak samo jak ja, dla tych, którzy muszą zobaczyć, dotknąć znaków, jedynymi możliwymi cudami są wasze oczy. Zdajecie sobie sprawę, jakimi jesteście cudami? – zapytał dzieci i młodzież przykutych do inwalidzkich wózków Franz Coriasco, brat przyjaciółki błogosławionej Chiary Luce Badano. Na odpowiedź nie czekał długo. Najpierw niepewne, pojedyncze „tak”, a później gromkie brawa.
– Jak mówił mój brat mam szczególną córkę. Tak samo, jak wy jesteście szczególni. Zdaję sobie z sprawę, że mieć ją koło siebie, to tak, jakby miało się Jezusa w domu. Bo wydaje mi się, że wy naprawdę idziecie pod rękę z Jezusem. To jest wasz prezent, który wnosicie w świat. Dziś tego doświadczamy, wyczuwamy waszą wieź z Chrystusem i misję, by zanosić Go dalej. Mam jeszcze trójkę dzieci. Kiedy są smutni, zmęczeni, zdenerwowani, zestresowani, zostają sami z Marią Chiarą, ona daje im ogromny uśmiech i moc, by iść dalej. Właśnie to dziś uczyniliście dla mnie. Wasze uśmiechy są warte 100 razy więcej niż nasze – dodała Chicca Coriasco, przyjaciółka Chiary.