Eksperci z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR przeprowadzili, na zlecenie Kolei Śląskich, audyt Inteko, spółki córki.
Wyniki są porażające. W tej chwili, jak informują audytorzy z ZDG TOR, straty sięgają ponad 35 milionów złotych przy sumie aktywów na poziomie 6,6 mln zł i majątku trwałym w postaci sprzętu biurowego (sic!) o wartości 12 tys. zł. Gdzie podziały się pieniądze? Eksperci podejrzewają, że są już poza granicami Polski. Ich zdaniem doszło do dużego przestępstwa związanego z wyprowadzeniem publicznych pieniędzy.
– Z dokumentów Kolei Śląskich i spółki Inteko, z którymi się zapoznaliśmy, wynika, że nie mamy tu do czynienia z nieumiejętnym prowadzeniem działalności gospodarczej czy z dziełem przypadku, tylko raczej z ordynarnym skokiem na publiczną kasę – ocenił Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Spółka Inteko, powołana przez Koleje Śląskie, budowała system sprzedaży biletów, do jej zadań należało też prowadzenie marketingu KŚ i dostarczenie taboru. Prezesem został Witold W., któremu prokuratura już postawiła zarzuty m.in. przywłaszczenia czterech pociągów na szkodę Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów, samorządowej spółki, która poręczała pożyczki zaciągane przez Inteko. Witold W. został również oskarżony o narażenie na straty innych spółek, w tym samych Kolei Śląskich. Z powodu niskiego kapitału początkowego, który wynosił jedynie 83 tys. zł, Inteko zaciągnęła kredyty na kilkanaście milionów złotych, emitowała też obligacje w sumie na 26 milionów złotych. Jak wykazali specjaliści z TOR, spółka notorycznie zawierała niekorzystne umowy, generujące straty po stronie Inteko, zaś korzyści po stronie kontrahenta. Kuriozalną sytuację rodzi niejasny stan wiedzy, do kogo tak naprawdę należy większość pociągów.
– Moim zdaniem autorem tak wielkich nadużyć nie mógł być jeden człowiek – uważa Adrian Furgalski z TOR. Przypuszcza on, że gdyby w grudniu 2012 roku nie posypał się rozkład jazdy, powodując chaos na kolei, to działalność wyprowadzania pieniędzy poza spółkę Kolei Śląskich byłaby kontynuowana. Audytorzy przyznali, że ich zadanie było ograniczone ze względu na braki w dokumentach finansowych. Niejasne jest, z jakiego tytułu dokonywano niektórych płatności. Być może dokumenty zostały zniszczone z premedytacją. Faktem jest, że część umów była zawierana ustnie. Duże kontrowersje budzi kwestia zakupu taboru. Z odnalezionych umów wynika, że nie uwzględniały one wymogów w kwestii przystosowania do polskich warunków. Część pojazdów do dziś nie została dopuszczona do ruchu.
Jak to się stało, że Koleje Śląskie, jako spółka matka, nie trzymały ręki na pulsie w sprawach funkcjonowania i zarządzania w Inteko? Przewodnicząca obecnej rady nadzorczej Kolei Śląskich Ewa Chorowska-Kasperlik tłumaczy, że wskutek zablokowania przez współudziałowców możliwości samodzielnego podejmowania decyzji Koleje Śląskie w pewnym momencie utraciły kontrolę nad Inteko, a odzyskały ją dopiero w drugiej połowie 2013 roku (źródło: PAP). To dość ciekawe, bo jeszcze w czerwcu 2013 roku, przy 57-procentowych udziałach Kolei Śląskich w Inteko, rzecznik KŚ Maciej Zaremba twierdził, że przewoźnik ma kontrolę nad spółką i władze firmy postępują zgodnie z wolą większościowego właściciela. Mimo wysokiego zadłużenia spółka Inteko chętnie udzielała pożyczek prywatnym firmom i osobom.
– Inteko było taką kasą zapomogowo-pożyczkową – mówi Adrian Furgalski. – W naszym posiadaniu jest na przykład umowa pożyczki dla szefa Związków Zawodowych Pracowników Kolei Śląskich (50 tys. zł w 2012 roku pożyczył na 18 miesięcy z Inteko Krzysztof Pytel – przyp. A.P.). Tak, że wszystko zostanie w rodzinie – podsumowuje A. Furgalski.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się