Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Do czarownika nie pójdę

Świecka misjonarka z Chorzowa. 153 Afrykanów po raz pierwszy w życiu adorowało Jezusa. To było jak doświadczenie Pięćdziesiątnicy. Tyle że w buszu.

Stu pięćdziesięciu trzech? Tyle samo było ryb w opisie cudownego połowu w Ewangelii św. Jana! – zdziwił się przyjaciel Jolanty Kazak, świeckiej misjonarki w Tanzanii. – U nas też dzieją się cuda – odpowiada Jola. – W zapomnianym przez świat zakątku Afryki, Bóg porusza serca. Tanzańczycy mocno przeżyli pierwszą w swoim życiu adorację Jezusa. Pojawiły się dary charyzmatyczne – modlitwa w językach, proroctwa, ludzie padali przed Najświętszym Sakramentem. Jak podczas zesłania Ducha Świętego. Jak w pierwszym Kościele.

Pani doktor na Czarnym Lądzie

Jolanta Kazak od 5 lat pracuje na misji w Afryce. Pochodzi z Chorzowa. Ma dyplom z teologii i doktorat z matematyki. Przez 7 lat prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Śląskim. Jednak jako studentka teologii odkryła, że chce być misjonarką. W Bugisi uczy matematyki w salezjańskiej szkole średniej, od roku służy też jako katechistka. – Czasem w Polsce mnie pytano: „To pracujesz jako nauczycielka w Afryce? Przecież chciałaś być misjonarką!” – opowiada. – A dla mnie dobrze wykonana praca jest takim samym świadectwem wiary jak głoszenie Ewangelii. Dla mieszkańca Czarnego Lądu biały człowiek to symbol wyższej cywilizacji oraz bogactwa. Afrykanie widzą Mzungu (białego człowieka), fachowca w swojej dziedzinie, i pytają: „Dlaczego on, ona przyjechali tutaj? Czemu zgadzają się pracować w takich warunkach?”. To preewangelizacja, sprowokowanie odpowiedniej atmosfery, w której rodzą się właśnie takie pytania. Grunt pod mówienie wprost o Jezusie, o Ewangelii. Dlatego na misjach obecne zawsze są kościół, szkoła i szpital. W każdym z tych trzech miejsc misjonarze i misjonarki próbują zaradzić najpilniejszym potrzebom mieszkańców. Tanzania to jeden z najuboższych krajów świata. Często panuje tam susza, mieszkańcy chodzą głodni, szerzy się malaria. – Ale najbardziej widoczny jest głód Boga – tłumaczy Jola. – Do wiosek w Bugisi tylko raz na dwa miesiące przyjeżdża ksiądz spowiadać, odprawić Mszę. Ludzie wtedy oczekują długich kazań, chłoną każde słowo z otwartymi ustami, nie pozwalają księdzu skończyć. Tyle się naczekali! Jeśli się nawracają, to radykalnie. Przyjmując chrzest, przyjmują nowe imię i nową tożsamość. Proszą: „Daj mi krzyż. Będę go nosił, jestem teraz chrześcijaninem”. Tych krzyży brakuje na misjach, często na szyjach noszone są różańce zakończone krzyżykiem.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy