Był zatrudniony na stanowisku tokarza. Poszukiwania trwały trzy i pół doby.
W niedzielę 19 stycznia około godz. 22.30, ratownicy prowadzący od blisko czterech dni poszukiwania pracownika kop. Murcki-Staszic, Ruchu Boże Dary, a od prawie trzech i pół doby przeszukujący zbiornik urobku na poziomie 416 metrów, dotarli do ciała zaginionego. O godz. 23.09 wydobyto je ze zbiornika, o 23.11 lekarz oficjalnie stwierdził zgon.
Nieżywy pracownik znajdował się blisko 9 metrów od powierzchni urobku, zgromadzonego w zbiorniku, w trakcie poszukiwań ratownicy usunęli ze zbiornika blisko 100 m3 kamienia i węgla.
Zaginiony pracownik kopalni był zatrudniony na stanowisku tokarza. Zaniepokojono się, gdy w czwartek w nocy nie zgłosił się planowo na wyjazd z dołu. Po stwierdzeniu, że nie zdał lampy, aparatu ucieczkowego, a w szatni wisi jego czyste ubranie, natychmiast skontaktowano się z rodziną. Gdy okazało się, że do domu również nie wrócił, rozpoczęto akcję poszukiwawczą.
Część obowiązkowego wyposażenia każdego górnika stanowi lampa podająca stały sygnał radiowy. Ma pomagać w dokładnej lokalizacji osób w razie zawału, zasypania. Jest odbierany z odległości 10-15 metrów. Nie służy jednak do identyfikacji miejsca pobytu. Tymczasem sam rejon podszybia na poziomie 416 Ruchu "Boże Dary" to ok. 20 km wyrobisk, chodników, przecznic, komór.
W miniony poniedziałek w tym samym zakładzie doszło do pierwszego w tym roku śmiertelnego wypadku w polskim górnictwie. Podczas prac przy likwidacji obudowy w wyrobisku 600 m pod ziemią 34-letni pracownik został uderzony w głowę elementem obudowy. Zmarł w szpitalu.