Abp Wiktor Skworc do uczestników XI Zjazdu Adwokatury Polskiej (homilia).
Słowo „nawiedzenie” kojarzy się dziś z chorobą psychiczną bądź z katastrofą spowodowaną żywiołami natury. Wspólnota Kościoła przechowuje jednak inne znaczenie tego słowa i wiąże je z działaniem Boga, który wychodzi na spotkanie człowieka, nawiedza go objawiając mu swoją wolę.
W dziejach Izraela Boże nawiedzenia zostały spisane w świętych księgach, których zgłębianie i stosowanie się do zawartych w nich wskazań było obowiązkiem wynikającym z zawartego przymierza. Podczas helleńskiej okupacji Ziemi Świętej za czasów Machabeuszy (około 200 lat przed Chrystusem) wiedziano o tym dobrze, dlatego żeby zniszczyć przywiązanie Izraelitów do Boga palono zwoje Prawa i nakłaniano, czasem siłą, a czasem przekupstwem, do apostazji.
Tak też działo się w mieście Machabeuszy Modin. Matatiasz, nestor poważanego w Modin rodu, odrzucił jednak propozycje królewskich wysłanników powołując się – jakbyśmy to dziś powiedzieli – na klauzulę sumienia: „jeżeli nawet wszystkie narody, które mieszkają w państwie podległym królewskiej władzy, na znak posłuszeństwa swemu królowi odstąpiły od kultu swych ojców i zgodziły się na jego nakazy, to jednak ja, moi synowie i moi krewni będziemy postępowali zgodnie z przymierzem, które zawarli nasi ojcowie. Niech nas Bóg broni od przekroczenia Prawa i jego nakazów. Królewskim nakazom nie będziemy posłuszni i od naszego kultu nie odstąpimy ani na prawo, ani na lewo”.
Mocne, stanowcze słowa i jakże aktualne dzisiaj! Bo w jakich czasach żyjemy? Na różne sposoby można je określać, posługując się wskaźnikami wzrostu gospodarczego, trendów kulturowych, czy poszukiwań najskuteczniejszych rozwiązań prawnych. Nie sposób jednak przeoczyć, że – pomimo wszelkich peanów na cześć zachowywania obywatelskich swobód, umacniania praworządności i działania na rzecz respektowania praw człowieka - te obecne czasy można by niejednokrotnie nazwać czasami łamania sumień ludzkich. Trudna to do przyjęcia prawda, ale nie bójmy się nazwania rzeczy po imieniu - istnieje dziś silna presja, by ludzie przestawali słuchać głosu sumienia, który pochodzi od Boga i jest niejako wykładnikiem Bożego prawa i prawa naturalnego. A uderzenie w sumienia ludzi jest ostatecznie uderzeniem w Boga i w więź, jaka istnieje między Nim a człowiekiem. Jest jak uderzenie w twarz, które boli najbardziej...
Sytuacja opisana w Pierwszej Księdze Machabejskiej przedstawia relację dyktator – jednostka, znaną niestety w naszych dziejach z historii wielu totalitaryzmów. Dziś zagrożeniem dla ludzkiego sumienia i wierności prawu Bożemu jest sprzymierzenie się demokracji z relatywizmem moralnym.
Jeśli bowiem „nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (VS,101). To trafne pouczenie Jana Pawła II.
Do naszych drzwi, drzwi narodowych i rodzinnych pukają dziś i wciąż „królewscy wysłannicy”- paradujący na salonach usłużnych mediów, którzy chcą złamać nasze sumienia, odebrać nam nie tylko jasny osąd tego, co dobre i tego, co złe, ale również zniszczyć naszą wieź z Bogiem, który jest Źródłem prawa i gwarantem jego wypełnienia.
Stanowczo trzeba dziś bronić wolności ludzkich sumień, aby wobec jawnego zła i niesprawiedliwości ludzie mogli się bronić zachowując jednocześnie więź z Bogiem.