Od śmierci psa Weronika chodzi po Rudzie „yno z Aniołym Stróżym”. – Tela, że go pogłoskać nie idzie - mówi.
Bona pomagała Weronice jeździć autobusami także do innych miast. Jeśli organistka straciła w Rudzie orientację, sam pies znajdował drogę do domu. Przeżył 15 lat. Pod koniec to Weronika się nim opiekowała, odwdzięczając się za lata, w których był jej bardzo pomocny. – Teroz już chodza po mieście yno z Aniołym Stróżym. Tela, że go pogłoskać nie idzie – mówi.
Pierwsze wyjścia z domu bez psa były trudne. Dotąd np. wiedziała, że musi skręcać w miejscu, gdzie ujadały psy. Kiedy jednak szła bez Bony, psy wcale nie szczekały! Weronika musiała sama wymacywać drogę po śniegu i po lodzie. W takich sytuacjach zawsze się modli, i rozwiązanie jakoś się znajduje.
– Roz mie kopło, żeby poznać cołkiym nowo droga przez osiedle, do piekarni, kaj chlyb jest o 30 groszy tońszy. Godom do Anioła Stróża: „Pódź, pomożesz mi”. Jakoś doszłach aż do miejsca, kaj już woniało chlebym. Sama żech sie ta orientacjo przestrzenno wyrobiła. No, sama z Aniołym Stróżym. Ale żodyn widzący człowiek mi nie pomógł – mówi.
Weronika zaraża innych ludzi dobrym humorem. Dużo się modli. Może dlatego jest tak pogodna? – W moim życiu non stop dziejom sie taki drobne cuda. Jak czasem ksiądz przedłuży Mszo, a deszcz leje jak wściekły, jo rzykom, żeby jednak zdonżyć na autobus. I autobus podjyżdżo 4 minuty spoźniony, zdążyłach – mówi. A jej mama dopowiada: – Choć czasem sie tyż na tym autobus spóźni i potym 20 minut czeko na nastympny. Ktoś przidzie, zaczynajom godać. Jo sie myśla, że to Pon Bóg chcioł, żeby Werka z tym człowiekiym pogodała – mówi pani Róża.
Kiedy odjeżdżam, Weronika, jej siostra Aniela i mama Róża odprowadzają mnie do drzwi. – A bydźcie tyż zawsze tacy radośni, jak my som! – woła pani Róża.