Lokalna prasa reklamuje nową klinikę in vitro w Katowicach. O przyczynach problemu cisza.
"W śląskiem będzie coraz więcej dzieci z klinik in vitro" - głosi w swoim weekendowym wydaniu "Dziennik Zachodni". Sama radość. Bo coraz więcej par ma problem z "uzyskaniem" ciąży (takim językiem posługuje się cytowana przez gazetę pani doktor).
Tak, statystyki są zatrważające. Jednak nikt nie zwraca uwagi, że lepiej zapobiegać niż leczyć. W tej samej wypowiedzi lekarka mówi, że in vitro będzie coraz bardziej potrzebne, ponieważ pogłębiają się negatywne trendy związane ze stylem życia. Bingo! Niepłodność to przecież także skutek złego trybu życia, nieprawidłowego odżywiania czy stosowania hormonalnych środków antykoncepcyjnych. To tragedia rodzin, której można zapobiegać, głośno mówiąc o zagrożeniach. A nie gasząc pożar w klinikach in vitro.
"Zarodki, by kobiecie oczekującej na zapłodnienie in vitro podać ten najlepszy, najzdrowszy, w ciągu jednego dnia sprawdzane są pod względem genetycznym w jednym z najnowocześniejszych ośrodków w... Hiszpanii. Możliwa jest adopcja komórek jajowych i ich wspomagane wylęganie (podkr. GN), gdy laserem doprowadza się do pęknięcia ich otoczki, co ważne jest szczególnie dla nieco starszych pacjentek" - czy to nie brzmi jak produkcja? Hodowla kurcząt czy innych zwierzątek...
W internecie można również znaleźć pokoiki, w których oddawać materiał genetyczny będą panowie. Bardzo "przytulne", "obowiązkowo" z czerwonym, przytłumionym światłem. Wyłożone bogato zdjęciami Marylin Monroe. Nieważne jest moje zdanie i moje sumienie. Ale MM, mimo że ikona seksapilu, nie kojarzy się z pozytywnym zakończeniem. I dziwnie bym się czuła na miejscu mężczyzny, którego potomek miałby zostać "wykreowany" w takim towarzystwie.