Akcje protestacyjne z powodu coraz gorszych warunków pracy oraz nieprzestrzegania praw pracowniczych i związkowych odbyły się 26 września przed sklepami Lidl w pięciu polskich miastach.
Najważniejszy postulat zgłoszony przez "Solidarność", która przygotowała akcję protestacyjną w sieci Lidl, dotyczył zwiększenia zatrudnienia. Przewodnicząca "Solidarności" Justyna Chrapowicz informuje, że na zmianach pracuje zdecydowanie za mało pracowników. W dużych sklepach to zwykle 5-6 osób, a w małych - ledwie 3-4. Pracownicy muszą jednocześnie obsługiwać kasy, rozkładać towar i wypiekać pieczywo.
W Katowicach akcja rozpoczęła się o godz. 11 przed sklepem przy ul. Granicznej. Zainteresowanych przywitał Sławomir Ciebiera, wiceprzewodniczący "Solidarności" Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Mówił, że nie chodzi tylko o zarobki, ale też o problem z urlopami, nadgodzinami i emeryturami. Stwierdził, że pracownik handlu jest pracownikiem niewolniczym.
- Dzisiaj ta akcja polega na blokowaniu kas. Niedługo, tylko do godziny, bo nie chcemy utrudniać zakupów klientom, ale to jest sygnał ostrzegawczy dla pracodawcy, że musi szanować pracowników - mówił S. Ciebiera. - Jeżeli się nic nie zmieni, będą kolejne blokady, ale nie takie godzinne, dłuższe, w całej Polsce. Nie tylko w pojedynczych sklepach, ale we wszystkich Lidlach. Były rozmowy z dyrekcją i również było zapewniane przez dyrekcję, że będzie dialog prowadzony, niestety, skończyło się tylko na zapewnieniach - dodał wiceprzewodniczący.
Niektórzy klienci nie byli zadowoleni z formy protestu. Akcja polegała na płaceniu w kasach groszówkami. Przypadkowi klienci, choć nie byli niczemu winni, musieli stać w ogromnych kolejkach, czekając, aż kasjer policzy wszystkie monety, którymi protestujący płacili za zakupy. Wiceprzewodniczący Ciebiera rozdał koperty, w każdej było po 5 zł w monetach jednogroszowych. Protestujący kupowali tylko słodycze, bo całe zakupy mają być przekazane na jeden z domów dziecka w Katowicach.