Czyli o tym, komu obcy model sarmaty, a komu czytanie w ogóle.
Dziennikarz ma zwykle bardzo pojemną skrzynkę mailową. A to z tej przyczyny, że internet łaskawy, wszystko zniesie. Toteż każdy szanujący się poseł, bloger, PR-owiec, szkoleniowiec czy pisarz ma swój newsletter. I czuje nieodpartą potrzebę podzielenia się ze wszystkimi swoimi głębokimi przemyśleniami.
Zwykle takie mailingi oznaczam jako spam, choć przyznaję, że można w nich natrafić na „perełkę”. W moim prywatnym rankingu wygrywa obecnie poseł Marek Plura. Ostatnia wiadomość, jaką miałam szczęście otrzymać, nosi tytuł: „Szkoła wolna od zaścianka!”. Dowiedziałam się z niego o interesujących poglądach Pana Posła. Pisze on o tym, jakie to szczęście, że dzieci nie będą już katowane „Panem Tadeuszem”: „Ja tam jestem przeszczęśliwy, że mój Beniaminek zaczyna szkołę bez obciążenia tą paranoją, przynajmniej aż do liceum, gdzie spotka tych szlacheckich supermenów (...). Mi do wychowania dziecka na porządnego człowieka, który kocha swój kraj, nie potrzeba takiej rewizjonistycznej deklaracji. Polak – Sarmata to dla mojej rodziny twór kulturowo obcy, więc mi się nigdy w wychowawczym kanonie nie mieścił, bo wzorów dla moich dzieci szukam u tych romantyków, którzy uczą miłości, również tej do Ojczyzny, a nie gloryfikują obraz wojny i przemocy”.
Co ciekawe, Pan Poseł proponuje, by lukę po Mickiewiczu wypełnić raciborskim poetą Josephem von Eichendorffem. „Patriotyzm Eichendorffa to zbrojna walka z napoleońskim okupantem i solidna praca dla ojczyzny na odpowiedzialnym urzędzie”. No tak, a Tadeusz Soplica w tym czasie mrówki po ciele Telimeny ganiał...
Bardzo to ciekawe, rewizjonistyczne rzekłabym. Podobnie, jak wizje na temat gejowskich inklinacji chłopców z „Kamieni na szaniec”. Jestem pokoleniem, które czytało „Pana Tadeusza”, „Trylogię”, „Krzyżaków” (tfu, tam to jeszcze zły obraz Niemca, co bogobojnemu Jurandowi oczy wykłuwa i język obcina) i nie czuję się skrzywdzona. Wręcz przeciwnie, uważam, że to ogromna wartość. I wcale nie byłam uczona, że Mickiewicz czy Słowacki „wielkim poetą był”. Polonistka pomagała nam spojrzeć z dystansem na te dzieła, pokazać ich wartości, ale i słabości. Nikt mi nie wmawiał, że Litwa jest piękniejsza niż Polska, a Niemen to bogatsza fauna i flora niż ta nadwiślańska. Co więcej, już w osławionym „Panu Tadeuszu” uważny uczeń wyczyta krytykę wielu wad narodowych – zapatrzenie w zachodnie wzorce, organizowanie wszystkiego naprędce z pocieszającym: „Jakoś to będzie”.
Mam wrażenie, że takie „reformowanie” kanonu lektur to próba udawania, że robi się coś, by Polska szkoła była bardziej przyjazna. Bo „Psa Baskervillów” czy inne książki Conana Doyla i Agathy Christie można czytać po lekcjach (ja tak robiłam, nie uważam, żebym z tego powodu traciła na innych polach).
Szkoda, że Pan Poseł nie wspomniał o tak ciekawych dramatach, jak „Niemcy” Leona Kruczkowskiego. Ta lektura też wypadła. Ona też była zaściankowa czy wpajała dzieciom paranoję? No tak, przecież teraz króluje pogląd rodem z serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, a Kruczkowski ze swoją wizją podzielonej rodziny nie pasuje. Chyba, żeby udawać, że Willi Sonnenbruch to podrzucone polskie dziecko, które wychowało się w niemieckiej rodzinie, a postawa Ruth Sonnenbruch cechowała wszystkich Niemców.
Wielu wierzy, że brak polskiego kanonu literatury wśród lektur obowiązkowych to zmiana na lepsze. Dla mnie to odcinanie od korzeni. To klasyka, którą trzeba znać, żeby wiedzieć, skąd się pochodzi. Trzeba ją szanować, a nie koniecznie się z nią zgadzać. W twórczy sposób odnosić do współczesności. Jeszcze nie słyszałam, żeby polonista przy zdrowych zmysłach propagował rozwiązania stosowane przez Polaków czy Ukraińców podczas potyczek opisanych w „Ogniem i mieczem”. A że to okrutne opisy? Wystarczy włączyć telewizor albo zobaczyć pierwszą z brzegu grę komputerową popularną wśród nastolatków. To jest dopiero paranoja! (Swoją drogą udowodnione jest naukowo, że dziecko, czytając opis brutalnego zachowania, wyobraża sobie go na tyle, na ile jego emocje są w stanie to znieść. Na ekranie takiej osłony ograniczenia własnych wyobrażeń już nie ma. Wszystko jest brutalnie podane na tacy, niezależnie, jak wrażliwy jest widz).
Na koniec jeszcze dwa obrazki:
1. Niedawno w Mysłowicach zmarł 106-letni profesor Antoni Rosikoń. We wspomnieniach jego wnuk podkreślał, że dziadek w wakacje czytał mu „Pana Tadeusza”. I wcale nie wyglądał ów wnuk na dotkniętego jakąś traumą, separatyzmem czy przepełnionego uwielbieniem dla Litwy. Normalny, inteligentny mężczyzna, który drżącym głosem żegnał dziadka – swojego przyjaciela.
2. Bawiłam się z moją 3-letnią córką lalkami w dom. I nagle ona zwróciła się do jednej z lalek: „A teraz idziesz do pieca. Na trzy zdrowaśki”. Czy to znaczy, że funduję dziecku traumę lektury „Antka”? Nie! Pewne zwroty weszły już do potocznego obiegu. Tylko jeśli dalej będzie tak postępować ministerstwo, niektóre dzieci pewnie się nigdy nie dowiedzą, skąd to się wzięło.
Weź udział w naszej sondzie: