Umocniona w takim przekonaniu wróciła w niedzielę z Piekar Śląskich większość pań. O ile nie wszystkie.
Powiem szczerze: zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Pomyślałam, że to zwykła kokieteria. I że chyba kardynałowi nie wypada. Nawet jeżeli przed chwilą wygłosił fantastyczne kazanie o pięknie. Ale kiedy arcybiskup Kolonii zaczął żartować i podarował sanktuarium w Piekarach Śląskich pierścień, zrozumiałam, że w bardzo bezpośredni sposób, od serca powiedział coś, czego nam, kobietom było trzeba. Słowa o najpiękniejszych Ślązaczkach zawojowały wszystkie relacje. Jedna z pań, z którymi rozmawialiśmy później w Piekarach, powiedziała, że to zdanie było szczególnie skierowane do zmęczonych i wiecznie zapracowanych mam, których nie brakuje w dzisiejszym świecie.
Przyznajmy to szczerze - nam, paniom, trudno czasem wyzwolić się spod presji kolorowych czasopism. Bo która z nas nie patrzyła z politowaniem na swoje poranne odbicie w lustrze? Albo nie zastanawiała się, czemu nie ma włosów/figury/paznokci/uśmiechu jak pani X z telewizji? Dlatego dobrze, że jest taki mężczyzna jak kard. Meisner, który przypomni nam, że to my jesteśmy piękne. Powie to szczerze, bez zadęcia. I jeszcze podpowie, co jest tego źródłem. Taka powtórka przyda się każdej z nas, bo dzisiejszy świat zmusza do przeżywania codzienności w biegu. W tym pędzie łatwo zapomnieć o tych oczywistych rzeczach, najlepszych receptach.
Homilię kard. Joachima Meisnera przeczytasz tu: Najpiękniejsze kobiety przychodzą do Piekar.