Około tysiąc osób przeszło w Marszu dla Życia i Rodziny przez Wodzisław Śląski.
Trzymali dziesiątki plansz i transparentów, przypominających, że to rodzina jest wartością. Zjawiło się ich w Wodzisławiu Śląskim na Marszu dla Życia i Rodziny aż około tysiąca. Dlaczego? Bo dziwnych dożyliśmy czasów. Rodziny muszą wychodzić na ulice, żeby przypomnieć politykom, kto ich wybrał. I że to rodzina jest największą siłą w naszym kraju. Rodzina, a nie garstka szaleńców, która chce wywrócić do góry nogami porządek moralny w naszym kraju. Prawie nikt tych szaleńców nie popiera, ale mają zaczepienie w tzw. elitach w Warszawie.
Kto myśli, że to przesada, niech przeczyta nowy projekt minister polskiego rządu Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz, która zamierza zmieniać podręczniki szkolne w duchu feministycznej i antyrodzinnej ideologii gender. W programie czytamy, że podręczniki trzeba zmienić, bo powielają szkodliwe stereotypy. Na przykład prezentują kobiety w rolach żon, matek czy córek, podkreślając ich opiekuńczość. Szczególnym źródłem nierówności jest, według pani minister, preferowanie "rodzinnocentrycznego typu społeczeństwa i stereotypowych układów w rodzinie: mama, tata, dwoje dzieci. Nieobecny jest natomiast problem »inności«".
Z kolei w kwietniu na konferencji pod patronatem Ministerstwa Edukacji Narodowej promowano w Warszawie zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia w sprawie przymusowej edukacji seksualnej dzieci. Znalazły się tam nawet nakazy, by w ramach tematów obowiązkowych informować dzieci w wieku 0-4 lat o "różnych rodzajach związków", czy "prawie do badania tożsamości płciowych".
Nic dziwnego, że idących w Wodzisławiu w obronie rodziny było tylu, że gdy czoło pochodu już okrążyło wielki wodzisławski rynek i podeszło pod scenę, ostatni z maszerujących dopiero na rynek wchodzili. Tych około tysiąca ludzi to osoby, które nie zgadzają się na bierność. Ich marsz w obronie rodziny był bardzo pozytywny i radosny, pokazywał, ile dobra wnosi do społeczeństwa rodzina. Ale jednocześnie był pewnym sygnałem dla polityków - zwłaszcza tych pochodzących ze Śląska.
W czasie jednego z przystanków na trasie porywające przemówienie do maszerujących wygłosili państwo Ewelina i Jerzy Galwasowie, rodzice sześciorga dzieci. Ich 9-letni syn Antek bardzo chciał być na marszu, ale właśnie mu się zaczęła "zielona szkoła". Pozostałe dzieci w wieku od 19 do 4 lat dumnie stały przy swoich przemawiających rodzicach. Galwasowie prowadzą małe gospodarstwo rolne w Wodzisławiu-Śląskim-Wilchwach, hodują tam ponad 30 kóz. Mówili po śląsku, a to, co mówili, było pogodne i optymistyczne. - Niekierzy godajom, że na dziecko zawsze jest za wcześnie abo zawsze jest za późno. Inksi godajom, że troje dzieci to już jest za dużo. To ni ma prowda. Kożde dziecko sie rodzi z pecynkiym chleba. I nie dejcie se nikomu pedzieć, że was na dziecko nie stać - powiedziała Ewelina Galwas.