Reminiscencje po debacie o śląskiej tożsamości: "Co nas łączy, co nas dzieli" - list do redakcji.
Cały tekst po śląsku przeczytasz tu: Tukej sie bogaciyli, ale Ślónskowi nie przajom
Jako urodzony w Siemianowicach Śląskich nie mogłem opuścić spotkania ludzi, którzy mocno przejmują się Śląskiem, w niedawno otwartym bardzo ładnym Parku Tradycji na terenie zamkniętej kopalni "Michał" w Siemianowicach Śląskich-Michałkowicach. Debata nosiła oficjalnie tytuł: "Co nas łączy, co nas dzieli - debata o śląskiej tożsamości". Warto było posłuchać prelegentów takich, jak prof. zw. dr hab. Franciszek Marek, dr Jerzy Gorzelik, red. Marek Szołtysek, red. Piotr Semka i ks. Jerzy Andrzej Klichta, zebranych w dodatku w jednym miejscu. Należy tu pochwalić inicjatywę siemianowickiego prezydenta Jacka Guzego, który tę śląską i polską elitę intelektualną sprowadził w jedno miejsce.
W drugiej części debaty osoby z publiczności mogły zadawać pytania. Mogły, jednak najczęściej wolały same wypowiadać się emocjonalnie. Pragnąłbym tutaj zebrać trochę spraw z tej imprezy, które - według mnie - mówią coś ważnego o Górnym Śląsku. Jakie obowiązki spoczywają bowiem na Ślązaku?
Harówka Ślązaków i Zagłębiaków
Prof. zw. dr hab. Franciszek Marek odnotowuje, że na Śląsku przemysłowym byłoby lepiej, gdyby procesy integracji ludności były bardziej zaawansowane. Winę za to ponosili tzw. Galileusze, czyli biuraliści ściągnięci przed wojną z Małopolski, a następnie urzędnicy z Czerwonego Zagłębia, tacy, którzy się na Śląsku bogacili, ale nie czuli się tu nigdy w domu, a po śmierci byli grzebani w swych rodzinnych miejscowościach. Zdaniem prof. Marka, integracja ludności jest na dobrym poziomie na Dolnym Śląsku. Przyczyniła się ona do tego, że Katowice - w porównaniu z Wrocławiem - wyglądają dzisiaj jak wieś.
Uznałbym ten przykład z Wrocławiem jako znamienny, gdyż nie wiadomo, jak wyglądałaby dzisiaj zarówno Warszawa, jak i ten piękny Wrocław, gdyby nie harówa Ślązaków i Zagłębiaków z miast Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego po wojnie, od jej samego zakończenia, zanim zjechało się tu mnóstwo robotników z innych ziem polskich. A nawet jeszcze potem długo ci przyjezdni uczyli się dyscypliny pracy w przemyśle od tutejszych.