Duch wielkopostnej zadumy ulatnia się, powoli ustępując miejsca radości paschalnej. To bardzo nie po Bożemu. Śpiewać, klaskać i uśmiechać się na kilka dni przed śmiercią Jezusa!
– Gospel to dla mnie przede wszystkim modlitwa. Dziś o Bogu nie mówi się otwarcie. Dla mnie każdy koncert jest niesamowitym doświadczeniem spotkania Boga. Cudownie, że gospel przyszedł do Polski, bo to jest piękna droga do tego, by w nowy sposób odkrywać Boga. Czasami na warsztatach pojawiają się ludzie, którzy po prostu przyszli sobie pośpiewać. Którzy w ogóle nie mają nic wspólnego z Bogiem, Kościołem. I najczęściej do nich przychodzi taki moment, utwór, nuta, dźwięk, zdanie. I wtedy są już rozłożeni, ich życie przewraca się do góry nogami. Ja to nieraz widziałam, podczas różnych koncertów – dodaje Iga.
Choć otworzyli się na gospel całym sercem, wcale nie wypierają się tego, co rodzime. – Pieśń duchowa wcale nie musi nosić znamion rytmicznego utworu. Czarni akurat w taki sposób to czują, my czujemy to inaczej. To, co jest dla mnie najpiękniejsze, to międzykulturowe dzielenie się. Ja wcale nie jestem zwolenniczką amerykanizowania w żadnym obszarze naszego życia. Dlatego podoba mi się ostrożność w podejściu do repertuaru. Trzeba utrzymywać rozsądek. Rozumiem osoby, które są zachwycone, zachłystują się pięknem, urodą, energią gospelową, ale myślę, że w świecie coraz bardziej globalnym warto utrzymywać naszą tożsamość i dodawać tej muzyce słowiańszczyzny. Nie kopiować. Polacy powinni uwierzyć w siebie, w swoją własną spuściznę kulturową. Trzeba zachęcać ludzi do bycia Polakami, po prostu – spokojnie tłumaczy Natalia Niemen.
– Pewne zrozumienie naszej polskiej muzyki, pieśni „nudnych” oraz gospel wiąże się z dojrzałością. Ja sama miałam odjazd na punkcie gospel. Myślałam sobie, że to jedyna słuszna rzecz. Żałowałam, że nasze Msze są takie nudne. Jednak jakiś czas temu nagrywaliśmy z Deus Meus pieśni adwentowe. To było niesamowite przeżycie, doświadczenie czegoś zupełnie innego i odkrycie na nowo pieśni, które zna się już od dziecka – dodaje Iga.
Ale dlaczego gospel u progu Wielkiego Tygodnia? – Gospel to Ewangelia. W tej muzyce można zaśpiewać o rzeczach smutnych, trudnych, bolesnych, bo taka jest jej historia. Przygotowujemy się do świąt Wielkiej Nocy, do przejścia. To śpiewanie może być i naszym osobistym przejściem – po raz kolejny tłumaczy Maciek. – Myślę, że ludzie, którzy relację z Bogiem przeżywają w sposób głęboki, warsztaty gospel w Wielkim Poście odbierają jako coś duchowego. Same teksty pieśni to są trudne, wzniosłe tematy: niedługo zobaczę mojego Pana, skończy się moja wędrówka, nadchodzi Pan i Król – dodaje Natalia. – Gospel to trud. Dlatego da się to połączyć z charakterem Wielkiego Postu. Wchodząc w tekst, modlimy się – wyjaśnia Iga.
– Jest mi niezmiernie miło wracać do Częstochowy dzięki waszej gościnności. A w ten dzisiejszy wieczór chcielibyśmy zaprosić was do wspólnej modlitwy. Jesteśmy tu po to, żeby razem budować Kościół. Wyśpiewajmy to, jak wielki jest Pan! – mówi zebranym na koncercie Maciej Ścibor.
Koncert uwielbienia to nie tylko pokaz talentów. To modlitwa. Ona przecież towarzyszyła im cały czas.