Na Mszę św. przy spalonym w nocy z 14 na 15 stycznia kościele przyjechało 15 stycznia kilkunastu księży, w tym abp Wiktor Skworc.
Ludzie, którzy zbiegli się na widok olbrzymiego płomienia, pomagali, jak mogli. Kiedy wóz ochotniczych strażaków z Jaśkowic, którzy przyjechali jako pierwsi, ugrzązł w błocie, natychmiast wypchnęło go pięćdziesiąt par rąk parafian. 75-letnia Felicja Sontag pobiegła na przylegający do płonącego kościoła cmentarz i wołała w głos do leżącego tam swojego męża Gerarda, z którym 50 lat wcześniej wzięła ślub w jaśkowickim kościele, oraz do innych zmarłych jaśkowickich strażaków. Chciała, żeby oni też w tej chwili modlili się do Boga. – Godałach im: "Wos sam tela je, ocalcie choć ta wieża!" Jak by mie kto tam słyszoł, pomyślołby: gupio – śmieje się już pani Felicja, jednak oczy ma wciąż czerwone od płaczu.
Wieżę udało się uratować, choć strażacy (w tym wnuki pani Felicji) ryzykowali życiem. – Chłopcy wspięli się na tę wieżę i lali z niej wodę na dach. Weszli po naszych własnych drabinach, bo ta drabina aluminiowa, która stała tam we wnętrzu wieży, oparta o ścianę od strony kościoła, powyginała się od gorąca jak banan – relacjonuje Joanna Kociubińska.
W niedzielę 20 stycznia przed kościołami w całej archidiecezji katowickiej odbędzie się zbiórka na odbudowę świątyni w Jaśkowicach.