Niedzielny wieczór w katowickim Areszcie Śledczym odbiegał od przyjętego rytuału.
O godz. 18 w kaplicy aresztu kilkadziesiąt osób przyszło na Mszę św. sprawowaną przez abp. Wiktora Skworca. Spotkali się w tym miejscu, bo ostatnie chwile życia spędził tu ich krewny – ks. Jan Macha. Dokładnie 70 lat temu wieczorem już wiedział, że podzieli los tych wszystkich, którzy zostali skazani na śmierć. Ten młody człowiek urodził się 18 stycznia 1914 roku w Chorzowie Starym. 25 czerwca 1939 roku przyjął święcenia kapłańskie. Posługiwał w rodzinnej parafii pw. św. Magdaleny w Chorzowie oraz w parafii pw. św. Józefa w Rudzie Śląskiej. Prowadził działalność charytatywną wśród polskich rodzin, zwłaszcza tych, których członkowie przebywali w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Pomagał w Rudzie Śl., Orzegowie, Goduli, Lipinach, Nowym Bytomiu, Chropaczowie i Łagiewnikach. Nie podobało się to hitlerowcom, którzy go aresztowali. 17 lipca 1942 roku został skazany na śmierć razem z klerykiem Joachimem Guertlerem. W homilii metropolita katowicki przypomniał słowa listu do rodziny, jaki w przededniu śmierci napisał ks. Jan Macha: „Jest to moje ostatnie pismo. Po 4 godzinach nastąpi moje stracenie... Pogrzebu mi nie użyczą, ale urządźcie mi na cmentarzu cichy zakątek, żeby od czasu do czasu ktoś o mnie wspominał i zmówił Ojcze Nasz...”. Wyrok wykonano 3 grudnia 1942 roku.
Wśród uczestników Msz Abp Skworc otrzymał od rodziny męczennika odnalezione niedawno rękopisy jego kazań w języku niemieckim ks. Paweł Łazarski/GN y św. byli Kazimierz Trojan, siostrzeniec ks. Jana Machy, oraz Dagmara Drzazga, która wyreżyserował film o tragicznych losach ks. Machy. Dzieło związanej z katowickim oddziałem TVP dziennikarki – „Bez jednego drzewa las lasem zostanie” – zostało już dwukrotnie nagrodzone. Jego współproducentem jest archidiecezja katowicka. – W sercu chciałam, żeby film o człowieku, który zapłacił najwyższą cenę, został dostrzeżony – powiedziała Dagmara Drzazga, gdy odbierała nagrodę w Niepokalanowie. Film przybliża ciągle mało znaną historię sprowadzenia przez hitlerowców gilotyny do katowickiego więzienia przy ul. Mikołowskiej. Ta machina do zabijania w latach 1941–1945 była wykorzystywana do regularnych egzekucji. Zamordowano tu ponad 500 osób. Ciała ofiar wywożono prawdopodobnie do KL Auschwitz i kremowano. Z tego powodu najbliżsi ks. Machy nigdy nie odzyskali jego ciała. Na cmentarzu w Chorzowie Starym, należącym do parafii św. Marii Magdaleny, stoi symboliczny grobowiec z wyrytą inskrypcją: „Ks. Jan Macha, ur. 18.01.1914 r., ścięty 3.12.1942 r. Przechodniu! Ciała mojego tu nie ma, ale odmów »Ojcze nasz« za spokój mej duszy”. – Spełniamy prośbę tego szlachetnego kapłana Kościoła katowickiego w 70. rocznicę jego śmierci: pamiętamy, odmawiamy – jak o to prosił – „Ojcze Nasz”, celebrujemy Eucharystię w miejscu jego stracenia, prosząc o pokój dla niego i miłosierdzie dla nas – powiedział abp Skworc.
Po Mszy metropolita otrzymał od rodziny męczennika odnalezione niedawno jego rękopisy kazań w języku niemieckim. Tylko w nim podczas wojny można było głosić homilie w śląskich kościołach. Dyrektor katowickiego Aresztu Śledczego mjr Zenon Dziombek wręczył rodzinie złotą odznakę za „Za zasługi w pracy penitencjarnej”, jaką w 2010 r. minister sprawiedliwości pośmiertnie przyznał ks. Janowi.