Jerzy Kiolbasa, z zawodu inżynier energetyk, został Ślązakiem Roku 2012.
Zwycięzca jubileuszowego, 20. konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku” porwał publiczność pełną humoru opowieścią o karczmie piwnej. Pojawił się na scenie w mundurze górniczym, pozdrowił publiczność słowami: „Szczęść, Boże!”, ale później zaznaczył, że nie jest górnikiem, a „na dole” był tylko raz, kiedy pojechał zwiedzić kopalnię „Guido”. Kilka razy był za to na górniczej karczmie piwnej, gdzie był co roku zapraszany jako pracownik elektrowni, „bo my tego wonglo od nich brali w pierony”. W pewnym momencie nabrał powietrza i czystym, mocnym głosem odśpiewał hymn karczmy piwnej: „Górniczy stan niech nom żyje, niech żyje nom górniczy stan!”. – Musza pedzieć, że to jest coś, jak tak dwustu chopa stowo, we mundurach wybiglowanych. Amajzy idom po plecach, jak oni tak zaśpiywajom – mówił. Amajzy, czyli mrówki.
Opowiadał, że w czasie karczmy trzeba prosić o głos słowami: „Prosza o głos do mie”. – I prezes Karczmy odpowiado: „Habeas – godej” abo „Non habeas – cicho być” – mówił Jerzy Kiolbasa. Opowiadał, że jest tam też „skryba karczymno” i „policjo piwno”. Opowiadał o „krolu piwnym”, którym zostaje uczestnik karczmy, „kiery piyrszy wydudlo swoi kwantum i blank próżne pokoże nad głowom”. – Niekierzy to majom do tego richtig grajfka. Jo jest przi nich smarkaty bajtel – stwierdził. Opowiadał, że na karczmie jest wyłącznie piwo, żadnego ostrzejszego alkoholu. – Prowda, że niejednymu w dekiel piźnie abo i we łbie szelonto, ale ni ma tam żodnego chacharstwa, żodnej łostudy – mówił. Wyliczył też, co jest w czasie karczmy do jedzenia, z tradycyją golonką na czele. – Łońskigo roku trefił się jedyn sztajger, kiery nie jod miynsa. Ale i o nim pamiyntali i narychtowali mu uwarzony blumkul – mówił, a publiczność w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca ryczała ze śmiechu. Blumkul, czyli kalafior.