Szeroka odzyskała swój najstarszy zabytek – dzwon, który ma prawie pół tysiąca lat!
Niemcy zrabowali go w 1942 r. z kościoła Wszystkich Świętych w Szerokiej (dziś to dzielnica Jastrzębia). 16 listopada ten dzwon wrócił na swoje miejsce. Przywiozła go do Szerokiej 8-osobowa grupa z niemieckiego miasteczka Güglingen w Wirtembergii – delegaci parafii katolickiej i ewangelickiej oraz burmistrz.
W ten sposób dzwon z 1520 roku stał się najstarszym zabytkiem Jastrzębia-Zdroju. – Zawieszono go w Szerokiej w tym samym czasie, co dzwon Zygmunta na Wawelu – mówi ks. Joachim Kloza, proboszcz.
Przywiązany do dębu
Niektórzy w Szerokiej jeszcze pamiętają smutny dzień 20 marca 1942 roku, w którym Niemcy zrabowali stąd trzy dzwony. Zanim je ściągnęli z wieży, pozwolili parafianom po raz ostatni w nie uderzyć. Zgromadzeni pod kościołem ludzie płakali.
– Byłem wtedy w domu z powodu choroby, ale słyszałem, jak te dzwony biły nam na pożegnanie przez całe 20 minut – wspomina 85-letni Leon Białecki.
Gdy dzwony ucichły, zaczęło się ich ściąganie. Dopiero wtedy dzwonnik Antoni Kumor, dla którego dzwonienie w kościele było całym życiem, zrozumiał, o co chodzi. Rzucił się, by przeszkodzić Niemcom w rabunku. – Przywiązali go, o, do tamtego, 300-letniego dębu, aż wszystko się skończyło – pokazuje pan Leon.
Niemcy przetopili w Hamburgu 75 tys. ukradzionych dzwonów na łuski do pocisków. 16 tys. instrumentów przetopić nie zdążyli.
Przed sześciu laty Przemysław Nadolski, historyk z Bytomia, dowiedział się, że wśród ocalałych są dwa dzwony z Szerokiej. Zawiadomił o tym tutejszą parafię.
Zawiązał się wtedy 11-osobowy komitet, który miał postarać się o powrót dzwonów. Na jego czele stanęli Helena i Leon Białeccy.
Z początku proboszcz z Güglingen nie odpisywał na ich listy. Kiedy jednak napisali do jego biskupa, odpowiedź przyszła natychmiast.
Biskup uznał, że dzwon trzeba zwrócić. Wyznaczył też świeckiego diakona, który miał załatwić formalności.
Odtąd polska i niemiecka strona zaczęły wymieniać bardzo serdeczną korespondencję. Jej ukoronowaniem jest przyjazd wraz ze zwracanym dzwonem aż 8-osobowej delegacji z Güglingen.
Znak jedności
Drugi z ocalałych dzwonów z Szerokiej jest młodszy, pochodzi z 1707 roku. Wisi w Gänderkase w Dolnej Saksonii. Nie wiadomo, czy kiedyś wróci. Nie wszyscy w Niemczech chcą zwracać dzwony, które 70 lat temu ukradło ich państwo. Zwłaszcza członkowie ziomkostw argumentują, że ludność ze Śląska została przesiedlona do RFN, więc ocalałe dzwony też już muszą zostać w Niemczech. Można by uznać te argumenty za sensowne w odniesieniu do Dolnego Śląska, gdzie ludność rzeczywiście się wymieniła. Powtarzane wobec Górnego Śląska, a zwłaszcza archidiecezji katowickiej, już przed wojną należącej do Polski, brzmią absurdalnie.
Na szczęście delegaci z Güglingen są zupełnie innego zdania. – Przywiązałam się do tego dzwonu, bo jest związany z moją młodością. Zrozumiałam jednak, że jest on własnością tutejszej parafii i należy go zwrócić – mówi Heide Kachel, przewodnicząca Okręgowego Synodu Kościoła Ewangelickiego, która przyjechała z delegacją. Bo choć dzwon należał do niemieckich katolików, ostatnio służył też ewangelikom w ich kaplicy.
A czy katolikom z Güglingen nie było żal żegnać się z tym dzwonem? Świecki diakon Willy Forstner zdecydowanie kręci głową. – Dzwon należy do was. Nie było z naszej strony żadnego problemu, żeby go zwrócić. Uważam, że to jest znak pokoju i jedności – mówi.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się