Skarbiec i basen, który chronił Skarb Śląski przed złodziejami, zobaczyliśmy z okazji Dnia Niepodległości.
Zwiedziliśmy w nocy z 9 na 10 listopada Śląski Urząd Wojewódzki. Przewodnicy prowadzili gości do pomieszczeń, w których przed wojną mieszkał wojewoda Michał Grażyński. Można było też wejść na piękną klatkę schodową, którą wojewoda mógł dyskretnie wejść do budynku, nie przechodząc przez Urząd.
- Po wojnie tę klatkę schodową często wykorzystywał gen. Jerzy Ziętek, wojewoda katowicki, który lubił zjawiać się w Urzędzie niepostrzeżenie - opowiadała Elżbieta Orłowska, pracowniczka Urzędu. Z taką pasją i znawstwem mówiła o jego historii, że zwiedzający zgotowali jej na zakończenie burzę oklasków.
Można było skorzystać z windy paciorkowej, która nie ma drzwi i bez przerwy, powoli sunie sobie między piętrami. Wchodzi się do niej w ruchu.
Przewodnicy wspominali o ogromnych nieistniejących już płaskorzeźbach w westybulu ponad schodami, które kazał skuć w czasie wojny niemiecki gauleiter Fritz Bracht. Chciał w ten sposób zatrzeć ślady po Polakach, którzy wznieśli ten gmach w latach 1923-1929.
Niemieccy rządcy tropili ślady polskości nawet w architekturze: gruntownie przebudowali salę marmurową, w której „za starej Polski” odbywały się bale. Aby upodobnić ją do surowej w stylu Kancelarii III Rzeszy, Niemcy usunęli ze ścian biały marmur kielecki i zastąpili go szarą imitacją marmuru. Wyrzucili wielkie lustra, zlikwidowali balkony (z jednego z nich za polskich czasów bawiącym się gościom przygrywała orkiestra) i zamurowali wiodące do nich z wyższego piętra drzwi.
Wymienili nawet portale nad drzwiami, żeby wydawały się bardziej „germańskie”. Z tego powodu często te wnętrza często odwiedzają teraz polscy i zagraniczni filmowcy. Kręcą tu sceny rozgrywające się w Kancelarii III Rzeszy. Realizowanych było tu m.in. kilka odcinków „Stawki większej niż życie” i filmy Bogusława Wołoszańskiego.
- Ten gmach ma ponad 600 pomieszczeń, a każde z nich ma okno. To dzięki systemowi dziedzińców i małych dziedzińczyków - mówiła oprowadzająca gości Elżbieta Orłowska. - Tych okien jest tutaj 1300! Korytarze mają w sumie 6 kilometrów długości. Spójrzcie nad głowy, rozpoznajecie herby swoich miast? - pokazywała wielkie malowidła z herbami Mysłowic, Katowic, Rybnika (łatwo go rozpoznać, bo w herbie ma rybę) i innych śląskich miast.
Chyba największe atrakcje w gmachu Sejmu Śląskiego i Urzędu Wojewódzkiego można znaleźć pod ziemią. Jest tam skarbiec, w którym przed wojną spoczywał w złotych sztabach Skarb Śląski.
Strzegła go pułapka, która przypomina filmy o Indiana Jonesie. Otóż pod skarbcem jest do dziś basen, który chronił śląskie złoto. Złodzieje nie mogli zrobić podkopu, bo zatopiłaby go woda z basenu. A gdyby nawet jakimś sposobem dostali się do skarbca, pomieszczenie można było zalać wodą z basenu.
- Macie państwo czepki kąpielowe? Proszę nie dotykać wody, ona też jest z epoki – rozśmieszała zwiedzających przewodniczka. Po drodze spotykaliśmy urzędników przebranych za duchy.
Nocne zwiedzanie prowadziło kilkunastu przewodników między 18.00 a 2.00 w nocy. Na zakończenie chętni mogli przejść wąskim tunelem, który wiedzie z Urzędu na drugą stronę ulicy Ligonia, do ogrodu stojącego tam przedszkola. Tunel jest niski, przez około 70 metrów trzeba iść zgiętym w pół, a na końcu wspiąć się po drabinie.