Przed upadkiem koło przedszkola w Rybniku-Gotartowicach awionetka ścięła szczyt akacji.
Instruktor ma jednak tylko uraz barku, uczeń – uraz nogi. – Tłumiąco na impet samolotu zadziałało to drzewo – wyjaśnia Benedykt Krupa, dyrektor Aeroklubu ROW. – Później jak chwytaki zadziałały druty z prądem. A na ziemi dodatkowo upadek zamortyzowała siatka ogrodzeniowa.
W przedszkolu było 75 dzieci. Huk nie był wielki. – Myślałam, że dzieci stolik przewróciły. Okazało się, że za oknem płonie samolot. Dzieci nawet nie wiedziały, co się dzieje – mówi Lidia Raszka, oddziałowa w grupie maluchów. – Młodszy pilot leżoł tu na drodze. Od krwie był fest, ale godoł tym, co go opatrywali, że ni majom panikować, bo wszystko jest w porządku. Opatrzność Boża, że oni i my żyjymy – dodaje pani Wanda z sąsiedniego domu.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się