Nowy numer 39/2023 Archiwum

Aktor w zakonie

Cieszy mnie, kiedy młodzi aktorzy rosną, dojrzewają, stają się...

Roman Michalski jest aktorem od 52 lat. Koledzy zgotowali mu 22 czerwca spóźniony benefis, bo sam nigdy o to nie zabiegał. Woli – jak mówi – „po prostu grać”. Zadebiutował w roli Księdza w „Wieczorze Trzech Króli” Williama Szekspira w reż. Jerzego Waldena 9 kwietnia 1960 roku na deskach Teatru Powszechnego w Łodzi. – Bardzo lubię zieleń, dobrze się czuję w takim „roślinnym” otoczeniu. Raduje mnie widok rozrastających się ku górze pędów. Cieszy mnie, jak roślina kiełkuje, rozwija się, kwitnie... Podobnie jest w teatrze – mówi Roman Michalski.

Pierwszy angaż dostał 1 października 1961 r. w Teatrze Klasycznym w Warszawie. Nie udało mu się wtedy znaleźć mieszkania dla rodziny w stolicy, więc po roku przeniósł się do Gniezna. – Tam grałem 5 lat. Później jeszcze przez rok był Gorzów Wielkopolski i przez 8 lat Olsztyn, aż trafiłem do Katowic i tu już zostanę – zapewnia jubilat. W ciągu swojej kariery teatralnej zagrał prawie 300 ról teatralnych i filmowych. Zajmował się też reżyserią i realizacją słuchowisk radiowych. W 2006 r. założył Studium Aktorskie przy Teatrze Śląskim i był pierwszym jego dyrektorem. W 2010 r. przeszedł na emeryturę, wciąż jednak występuje na katowickiej scenie i wykłada w studium. – Sam nie wiem, co bym bez niego zrobił – wyznaje Jerzy Kuczera, obecny dyrektor studium. – On ma niespożyte zasoby energii i entuzjazmu. Żeby zrozumieć tę osobowość, trzeba zobaczyć tegoroczny spektakl dyplomowy studentów Studium Aktorskiego – komedię kryminalną Pata Cooka „Podpucha”. Nawet żona pana Romana zauważyła, że nigdy wcześniej nie wcielał się w postacie tak diaboliczne jak Profesor z tej sztuki, ale dla młodzieży to zrobił. I okazał się znakomity również w takiej roli. Za swoją pracę Roman Michalski był wielokrotnie nagradzany i odznaczany. W roku 1993, m.in.za role Gospodarza w „Weselu” i Profesora w „Wujaszku Wani” wykreowane w Teatrze Śląskim, otrzymał „Złotą Maskę”. Został też odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi w 1999 oraz Złotym Krzyżem Zasługi w 2002 r. – Najbardziej cenię sobie medal z tego roku za długoletnie pożycie małżeńskie, bo żona zawsze mnie wspiera, choć nie lubi premier. Pobraliśmy się w 1961 r., ale odznaczenie dostaliśmy w tym roku, bo to kwestia jakichś procedur – śmieje się R. Michalski. – Będę pracował, dopóki starczy mi sił. Po prostu chciałbym grać... – mówi aktor. – Nie zawsze ogrom pracy przynosi efekty w postaci uznania i szacunku. Czasem trzeba grać mniejsze role, o których krytycy w ogóle nie piszą, a przecież w spektaklu nie ma ról niepotrzebnych, tak jak w życiu. Moi profesorowie porównywali teatr do zakonu, a do zakonu nie można się angażować połowicznie. Dzisiaj taki pogląd nie zawsze jest popularny. Ja jednak uważam, że konieczne jest całkowite oddanie sztuce.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast