Dziękuję Wam, narkomani

W Jastrzębiu-Krzyżowicach ludzie świętują, że 10 lat temu wprowadzili się do ich miejscowości… narkomani.

I to tacy narkomani, którzy sami prowadzą swój dom, bez żadnej kadry z zewnątrz, bez terapeutów i psychologów. I bez żadnych leków. Zdrowieją wyłącznie dzięki bardzo długim modlitwom i bardzo intensywnej pracy od świtu do nocy. Z zasady w ogóle nie kupują żywności: jedzą tylko to, co sami własnymi rękami wyhodują w gospodarstwie, lub to, co ktoś im podaruje. A mimo to nie tylko nie umierają z głodu, ale bardzo konkretnie doświadczają, że opiekuje się nimi sam Pan Bóg. 80 procent z nich już nigdy nie wraca do nałogu. Innym ośrodkom daleko do takiego rezultatu. Starsi mieszkańcy domu pomagają wyciągnąć z bagna młodszych, a zaprzyjaźnieni kapłani tylko dojeżdżają z opieką duszpasterską.

Nie do wiary? A jednak. W piątek 15 czerwca parafianie z Boryni-Krzyżowic, dzielnicy Jastrzębia-Zdroju, świętowali przybycie do ich miejscowości narkomanów z katolickiej, międzynarodowej wspólnoty Cenacolo.

Kto ma małe dzieci lub wnuki, a nie wie nic o wspólnocie Cenacolo, może poczuć dreszcz. Jak to tak: wpuścić młodych mężczyzn, którzy ćpali, kradli, napadali i handlowali prochami, między nasze sielskie domki jednorodzinne? A jeśli zrobią krzywdę dzieciom? Dokładnie tak myślało też przed 10 laty wielu ludzi w Krzyżowicach. Telewizja sfilmowała w 2002 roku protestacyjną pikietę części z nich. O proboszczu, który poparł przekazanie wspólnocie Cenacolo dawnego klasztoru sióstr służebniczek, ktoś wtedy napisał na plakacie: „Burdel Fater”. A pod opony w samochodzie założycielki Cenacolo, włoskiej siostry zakonnej Elwiry, gdy przyjechała do Jastrzębia na otwarcie domu, ktoś podłożył zespawane ze sobą gwoździe.

Nie piszę tego, żeby tych ludzi piętnować. Dzięki rozmowom z chłopakami z Cenacolo właśnie ich szanuję za to, jak się wtedy zachowali. Pół roku po ich wprowadzeniu się Cenacolo do Jastrzębia jeden ze zdrowiejących narkomanów, Andrzej rodem z warszawskiej Pragi, tłumaczył mi: „Ale to właśnie jest piękne, że ludzie protestowali! No tak! Bo to znaczy, że ludzie kochają miejsce, kochają ziemię, nie chcą, żeby się na nią jakieś zło wdarło! To o nich bardzo dobrze świadczy. Ci, co protestowali, to są teraz nasi najwięksi przyjaciele”. Słowo „przyjaciele” było w czasie moich rozmów z chłopakami z Cenacolo chyba najczęściej używane – wobec mieszkańców Krzyżowic, wobec górników z kopalni Pniówek, którzy przyjechali z ciężkim sprzętem i zrobili chłopakom boisko, wobec księży. Wszyscy narkomanów z Cenacolo polubili, widząc, jak pracowite są to chłopaki. I że są pobożniejsi niż większość z nas. Kto zrywa się o szóstej rano na modlitwę? A oni o tej porze już odmawiają różaniec chodząc wszyscy razem po polach wokół Krzyżowic, albo tkwią na kolanach w domowej kaplicy przed Najświętszym Sakramentem.

Przez ostatnie 10 lat byłem w jastrzębskim domu Cenacolo kilka razy. I choć przez ten czas kilka razy wymienił się skład mieszkańców domu – za każdym razem wracałem z rozmów z nimi nawrócony, na nowo przejęty faktem, że Bóg naprawdę i namacalnie działa w naszym życiu. Jeśli możecie podpowiedzieć jakiemuś dyrektorowi szkoły albo proboszczowi, żeby zaprosił delegację tych chłopaków na spotkanie z uczniami albo parafianami – zróbcie to. Chłopaki z jastrzębskiego Cenacolo zapewne wyraziście przestrzegą młodzież przed zgubnym wpływem narkotyków, w tym lekceważonej często marihuany. Ale jeszcze wyraziściej dadzą świadectwo, że nikt nie wpadnie w narkotyki albo w inne bagno, jeśli mocno chwyci się Pana Boga.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..