Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum


Fałszywa diagnoza

Michał Smolorz w tekście „Kościół porzuca Ślązaków” na nieprawdziwych przesłankach buduje fałszywą diagnozę.


Teza główna tekstu, opublikowanego w dodatku katowickim „Gazety Wyborczej” z 11 maja br., że lokalny Kościół opuszcza autochtonów, nie jest prawdziwa. Kościół nie jest partią polityczną kalkulującą, kogo w danym momencie wesprzeć, a komu dać odpór. Cały więc wywód Smolorza, że Ślązacy nie mieszczą się już w „kręgu interesów Kościoła”, gdyż „lokuje on swój autorytet w prawicowych ruchach narodowych” jest być może zręczną konstrukcją publicystyczną, ale nie odpowiada kościelnym realiom. Zarówno wśród kapłanów, jak i wiernych są na Górnym Śląsku ludzie, którzy w różny sposób określają swą tożsamość regionalną czy narodową i nie wywoływało to dotąd konfliktów. Dla udowodnienia tezy, że lokalny Kościół porzuca Ślązaków, Smolorz przytacza trzy argumenty: rzekomy tekst Jacka Dziedziny w „Gościu Niedzielnym”, publikację książki ks. Jerzego Andrzeja Klichty z 2004 r. oraz wyrwane z kontekstu zdanie z wypowiedzi abp. Wiktora Skworca: „Mieszkamy na Śląsku, jesteśmy Polakami”.

Jego wcześniejszy wywód historyczny pełen jest uproszczeń, zarówno co do oceny postawy biskupów wrocławskich, którzy wielokrotnie podkreślali swoje związki z opcję niemiecką, jak i pomija propolskie nastawienie wielu śląskich kapłanów. Nieprawdziwa jest także sugestia, że niemieccy duchowni dbali o śląską tożsamość, a po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski było z tym znacznie gorzej. Między innymi pisze o „pacyfikacji” śląskiego seminarium duchownego. Przedstawianie działań niezbyt rozgarniętego wizytatora seminarium jako świadomej akcji polskich hierarchów pragnących „ukarać śląską odmienność” mija się z prawdą.
Nie zabierałbym głosu, gdyby nie fakt, że fragment tekstu Smolorza odnosi się do „Gościa Niedzielnego”. Przeciwstawia m.in. poglądy na temat regionalizmu śp. ks. Stanisława Tkocza obecnemu naczelnemu. Nie jest to prawda. Wystarczy przeczytać, co
ks. Tkocz, który definiował się jako Ślązak-Polak, pisał o specyfice regionalnej. Nie bez kozery na początku urzędowania zrezygnował z publikowania gawęd pisanych gwarą. Smolorz pisze nieprawdę, gdy dowodzi, że w sporze o interpretację wydarzeń katowickiego września 1939 r. nasza redakcja „organizowała kampanie społeczne przeciw inaczej myślącym”, a redaktorzy „inicjowali oszczercze listy otwarte”. „Gość” żadnej kampanii nie organizował. Dyskutowaliśmy – podobnie, jak cała prasa górnośląska – o tym, co wydarzyło się w Katowicach we wrześniu 1939 r. Nikt w redakcji żadnego listu w tej sprawie nie inicjował. W odpowiedzi na głęboko niefortunną publikację „Gazety Wyborczej” na ten temat, w której z pogwałceniem wszelkich zasad naukowej krytyki zestawiano informacje z dokumentów Wehrmachtu z fikcją literacką, w środowisku harcerskim powstał list protestujący przeciwko manipulacji. Z naszej redakcji ja go podpisałem, bez żadnej zachęty ze strony redaktora naczelnego. Dodam, że jako członek Kolegium IPN zainicjowałem badanie tamtych wydarzeń oraz zabiegałem u prezesa IPN o dodatkowe środki na kwerendę w niemieckich archiwach. Podobnie jak wspierałem badanie okoliczności zbrodni sowieckich na Górnym Śląsku w styczniu 1945 r. czy deportacji górników do Związku Sowieckiego oraz dziejów obozu w Świętochłowicach.
Kolejnym dowodem rzekomo antyśląskiej postawy naszej redakcji – według Smolorza – jest publicystyka naszego redakcyjnego kolegi Jacka Dziedziny. Warto dodać, że jego tekst, krytykujący nie tyle śląskość, co działania RAŚ, nie był opublikowany w „Gościu”, tylko na naszym portalu internetowym, któremu naczelny pozostawił szeroką autonomię. Smolorz z pewnością czytał natomiast tekst Dziedziny „My som stond”, publikowany w „Gościu”, w którym rzetelnie przedstawiał spór o tożsamość Górnego Śląska. Nie wspomina o nim, gdyż burzyłoby to jego tezę o antyśląskich obsesjach „Gościa”. 
Następnym argumentem trafionym jak kulą w płot jest przypisywanie obecnemu metropolicie górnośląskiemu abp. Wiktorowi Skworcowi prawicowych sympatii. Sądzę, że w obecnym episkopacie nie ma biskupa bardziej postponowanego przez prawicowych publicystów aniżeli nasz obecny metropolita. Nigdy nie ukrywał swoich śląskich korzeni oraz identyfikacji z miejscowym etosem regionalnym. Wyraźnie dał temu wyraz w pierwszym liście pasterskim, odwołując się do śląskiego etosu i dziedzictwa przodków.
Kościół na Górnym Śląsku tworzą ludzie o różnej wrażliwości regionalnej i to – rzecz jasna – przekłada się także na ich aktywność w sferze publicznej. Śląskość nie jest skansenem, ale żywą tradycją, którą pielęgnują nie tylko autochtoni, ale także mieszkający tu już czasem od dwóch bądź trzech pokoleń mieszkańcy, kiedyś napływowi. Byłoby rzeczą fatalną, gdyby teraz dzielono ich w Kościele na swoich i obcych.


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy