Kurcze, nie zauważyłem, chociaż stąd pochodzę, tu się urodziłem, a w Kościele jestem co niedziela
„Gazeta Wyborcza” piórem redaktora Michała Smolorza zdaje się przekonywać rdzennych Ślązaków, że właściwie nie mają już po co chodzić do Kościoła, bo tam nie ma dla nich miejsca. Ławki dla nich zarezerwowane zajęli już podobno polscy nacjonaliści, na których polski Kościół – pisze „Wyborcza” – a de facto – polscy biskupi budują swój autorytet.
W tekście „Kościół porzuca Ślązaków” czytamy:
„Współcześnie, gdy górnośląski regionalizm umacnia swoją tożsamość i szuka dla siebie miejsca w demokratycznym państwie, Kościół stanowczo mu się przeciwstawia, a nawet atakuje z nacjonalistycznej flanki. Paradoks? Ależ nie, po prostu Ślązacy nie mieszczą się już w kręgu interesów Kościoła, który dziś lokuje swój autorytet w prawicowych ruchach narodowych, gdzie nie ma miejsca dla regionalnych odmieńców”.
Dla mnie cały ten tekst to osobista obraza – zarówno jako dla rodowitego Ślązaka, jak i dla katolika. Powodów jest kilka.
Po pierwsze, Kościół jest tu przedstawiony tylko i wyłącznie jako instytucja – powiedzmy –ziemska. Pokazuje się go jak kolejną partię polityczną, która dąży do władzy i nic poza tym. Dla redakcji „Gazety Wyborczej” to pewnie zabrzmi banalnie, ale Kościół to coś więcej niż tylko struktura i hierarchia. Kościół jest znacznie bardziej złożony niż te jego aspekty przedstawione w tekście Michała Smolorza. Kościół to nie jest tylko, jak sugeruje autor tekstu, „Gość Niedzielny”, Jacek Dziedzina, księża i biskupi, których gazeta krytykuje. Oczywiście, najłatwiej wykreować spłaszczony jego obraz i potem go skrytykować. Ale gdzie w tym wszystkim poszukiwanie prawdy?
Żeby obraz Kościoła na Śląsku był pełny, należałoby się przejść przede wszystkim po parafiach, ochronkach parafialnych, instytucjach charytatywnych. Trzeba by wejść między familoki, gdzie ludzie czytają Pismo Święte i nim się dzielą. Trzeba by chociażby przyjść do Piekar Śląskich, gdzie od lat Kościół pokazuje, że wcale Ślązaków nie porzuca, ale stara się nadążyć za współczesnymi ich problemami.
Kościół to nie jest tylko fasada, którą pokazują media. Kościół tak naprawdę dzieje się dużo, dużo głębiej. Taki Kościół znam od dziecka. Ten Kościół nie pyta mnie, czy jestem stąd, czy z Sosnowca, z Kielc czy z Warszawy. Ten Kościół widzi we mnie przede wszystkim człowieka. Ten mały, lokalny Kościół w nosie ma politykę. Interesuje go tylko człowiek, który jest najbliżej niego. Te uwagi zresztą nie powinny się odnosić tylko do Kościoła na Śląsku, ale w każdym zakątku świata.
Jeśli mówi się, że Kościół śląski nie klaszcze tym, którzy zamierzają rozkręcać w tutejszym społeczeństwie ruchy autonomiczne, emancypacyjne czy jakie tam jeszcze, to jest to tylko argument za tym Kościołem. Kościół ma między innymi budować zgodę między ludźmi. Nie ma być Żyda ni Greka, nie ma być hanysa i gorola. Mamy żyć w zgodzie. Dlaczego ma się za złe nowemu metropolicie stwierdzenie, że „żyjemy na Śląsku, jesteśmy Polakami”? Redaktor Smolorz pisze, że to objaw tendencji nacjonalistycznych. Dla mnie to stwierdzenie faktu, który redaktor i tak zauważa.
Obecnie Śląsk zamieszkują nie tylko jego rdzenni mieszkańcy. Żyje tu również ogromna grupa ludności napływowej. Są naszymi sąsiadami, pracują z nami, spotykamy ich na niedzielnych Mszach świętych, mijamy w drodze po bułki. I co, mamy się od nich odgrodzić, bo to my – rodowici Ślązacy - jesteśmy u siebie, a oni są intruzami, najeźdźcami nieomal? Bzdura! Szczególnie w Kościele nie ma miejsca na taki sposób myślenia.
Twierdzenie, że Kościół porzuca Ślązaków, podczas gdy „Ślązakami” nazywa się ludzi, którzy dążą do wprowadzania podziałów i skłócenia społeczeństwa, jest co najmniej nieuczciwe. Kościół od Ślązaków się nie odwróci. Nie ma powodu. Śląska pracowitość, pobożność i szacunek dla wartości rodzinnych są dla dzisiejszego Kościoła szczególnie cenne. Abp Wiktor Skworc w pierwszym swoim liście do wiernych archidiecezji zwrócił na to uwagę. Przypomnę jego słowa: „I proszę Was: wykorzystajmy nasz śląski etos, dziedzictwo przodków i pracę poprzedników dla służby Ewangelii z nadzieją, że Pan – czyniąc nas swoim narzędziem, sam da wzrost naszemu zasiewowi przez orędownictwo świętych i błogosławionych Kościoła Bożego: św. Jadwigi i św. Stanisława, św. Barbary i bł. Karoliny, a zwłaszcza Najświętszej Maryi Panny – piekarskiej i tarnowskiej”.
Naprawdę, jest mi bardzo przykro, kiedy widzę, jak próbuje się nam rodowitym Ślązakom wmówić, że Kościół ma nas w nosie, że nie jesteśmy mu potrzebni, że stanowimy co najwyżej kolorowy element tutejszego folkloru. Patrząc z innej perspektywy, jestem przekonany, że to bardzo grube nadużycie. Mam nadzieję, że śląscy katolicy znający Kościół z autopsji, nie dadzą sobie wmówić, że ławki w ich parafialnym kościele są już zajęte.