Profesor Norbert Honsza, germanista, oraz Adam Makowicz, jeden z najwybitniejszych na świecie pianistów jazzowych, odebrali we wtorek 8 maja doroczne nagrody Towarzystwa Przyjaciół Śląska w Warszawie.
Towarzystwo to skupia Ślązaków, których los rzucił do stolicy, ale ich serca pozostały na Śląsku. Uroczystość wręczenia ich nagrody związana jest z obchodami rocznicy powrotu części Górnego Śląska do Polski oraz wybuchu III Powstania Śląskiego.
Obaj laureaci wychowali się na ziemi rybnickiej. Prof. Norbert Honsza urodził się w 1933 r. w Wodzisławiu Śląskim, z którego wyjechał po skończeniu Liceum Ogólnokształcącego. Jest germanistą, literaturo-, kulturo- i śląskoznawcą; przez 33 lata (do 2003 r.) kierował zakładem Literatury i Kultury Współczesnej Niemiec, Austrii i Szwajcarii w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Ma zasługi dla pojednania polsko-niemieckiego. Dziś wykłada w Wyższej Szkole Studiów Międzynarodowych w Łodzi i w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu.
Adam Makowicz urodził się w 1940 roku na Zaolziu. W 1946 r. przyjechał z rodzicami do Rybnika. Kształcił się w klasie fortepianu u wybitnego nauczyciela, profesora Szafranka w rybnickiej szkole muzycznej oraz w I LO w Rybniku. Ponieważ jednak duszę miał rogatą, więc tej nauki nie skończył. W Rybniku za to po raz pierwszy zetknął się z jazzem. Wkrótce sam poszedł właśnie tą muzyczną drogą, stając się genialnym improwizatorem jazzowym. Mieszka w USA i właśnie tam zyskał wielką sławę. Wciąż komponuje i gra koncerty. W 2008 r. w czasie jubileuszu amerykańskiej Polonii, uhonorowano go włączeniem w poczet czterystu Polaków najbardziej zasłużonych w historii Stanów Zjednoczonych. O dzieciństwie spędzonym na Śląsku tak opowiadał w książce Marka Strasza „Grać pierwszy fortepian...”: „Zacząłem grać na fortepianie, jak miałem dziewięć lat. Kilka lat wcześniej przyjechaliśmy z Czech, gdzie się urodziłem. To były ciężkie czasy. Po wojnie prawie niczego nie było, tak więc rodzice najpierw musieli dbać o to, żeby zdobyć jedzenie. Ojciec miał raczej mało płatną pracę, którą dostał w Rybniku, dlatego tam się przenieśliśmy. Był inżynierem maszyn górniczych i zrobił kiedyś projekt jakiegoś urządzenia mechanicznego dla jednej z kopalń w Katowicach. Dyrektor tej kopalni powiedział ojcu, że zabrakło mu pieniędzy na zapłatę, ale ma jakiś przedwojenny fortepian. Ponieważ w kopalni był niepotrzebny, dyrektor zaproponował zapłacenie fortepianem”.