Kościół Mariacki. Gołym okiem widać, że filary podtrzymujące chór stoją skośnie, u góry się rozchodzą. Ale dzisiaj świątynia jest już bezpieczna. Co więcej, nagrodzona w ogólnopolskim konkursie „Zadbany zabytek”.
Właściwie remont trwa nieprzerwanie od 2001 roku. Najpierw odrestaurowano witraże autorstwa Adama Bunscha, przedstawiające symbolicznie cnoty moralne i wady główne. – Sporo wysiłku i czasu zajęło sporządzanie dokumentacji, uzyskiwanie pozwoleń, tworzenie projektów. Trzeba było też myśleć o zdobyciu pieniędzy – mówi ks. Andrzej Suchoń, proboszcz. – Nie udało się nam załatwić środków unijnych, ale wsparli nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Urząd Miasta Katowice, Wojewódzki Konserwator Zabytków i Urząd Marszałkowski. Chciałbym także podziękować parafianom i katowiczanom, bo dotacje pokryły tylko część kosztów, resztę wpłacili właśnie oni, nieraz z niewielkiej emerytury czy renty. – Kościół pękał, więc trzeba było wzmocnić fundamenty tych filarów – tłumaczy proboszcz.
Opowiada o mikropalowaniu, czyli technologii pozwalającej wpuścić 7 metrów w głąb ziemi specjalne betonowe pręty. – Przy okazji zlikwidowaliśmy kanał grzewczy biegnący wzdłuż świątyni i wymieniliśmy posadzkę, instalując ogrzewanie podłogowe. Potem konieczna była również wymiana dachu. Okazuje się jednak, że wszystko zaczęło się od dzwonów. Pierwsze zostały skradzione przez Niemców podczas I wojny światowej, drugie ukradli hitlerowcy w czasie II wojny światowej. – Chcieliśmy powiesić 4 nowe dzwony – mówi ks. Suchoń. – I tak to się wszystko zaczęło, bo okazało się, że wieża ich nie utrzyma i wymaga remontu. 30 listopada 2007 roku, po gruntownej renowacji wieży, 70-metrowy dźwig wciągnął na wieżę nowe dzwony. Zamykająca ul. Mariacką neogotycka budowla, wzniesiona z kamiennych, piaskowcowych ciosów już wtedy zajaśniała, ponownie przyciągając wzrok, choć oprócz wieży bryła świątyni pozostawała czarna jak węgiel. Adrian Poloczek sprawował nadzór konserwatorski nad pracami, a jego wspólnik z firmy „Reco”, która przeprowadziła renowację, Marian Jaksik, inżynier budownictwa, prowadził nadzór budowlany.
Opowiadają, że po umocnieniu bryły kościoła i wymianie pokrycia dachowego przyszedł czas na elewację. – Konieczne było czyszczenie z kurzu, smółek, pozostałości kwaśnych deszczy – mówi pan Adrian. – Wiele kamieni i elementów dekoracyjnych było uszkodzonych, więc je rekonstruowaliśmy. Kilka kwiatonów i jeden rzygacz trzeba było odtworzyć. Poza tym musieliśmy usunąć zaprawę cementową, którą ktoś zalepił fugi podczas poprzedniego remontu, bo cement jest zbyt twardy do spajania piaskowca. Na koniec budowlę pokryto specjalną substancją zabezpieczającą. To nie koniec prac. Proboszcz zamierza nadal dbać o zabytek. – W tym roku chcemy odnowić wejście główne i schody do kościoła. Będą z granitu, w kształcie, jaki miały na początku – mówi. – Czeka nas odnowienie stacji drogi krzyżowej. Musimy też pomyśleć o remoncie organów i malowaniu wnętrza świątyni. W Muzeum Historii Katowic znajdują się plany witraży Adama Bunscha przedstawiające Sąd Ostateczny, które miały zdobić ogromne okna w prezbiterium, ale gdy zmarł ks. Emil Szramek, projektu nie zrealizowano. Ksiądz Andrzej śmieje się, gdy o tym mówimy. Już wydał 7 mln zł na ratowanie zabytku. Niemal tyle samo chce wydać w kolejnych latach. A witraże to znów niemal trzecie tyle...•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się